Artykuł opublikowany w Polityce nr 31/2000
Rząd brytyjski pozostawił decyzję wywołania powstania w Warszawie w rękach władz polskich. Nie zamierzał też początkowo udzielić powstaniu większej pomocy militarnej z powodów nie tylko politycznych – by nie drażnić Moskwy – ale również technicznych i geograficznych (odległość, jaka dzieliła stolicę od baz brytyjskich w południowych Włoszech). Polska eskadra specjalnego przeznaczenia, która zaopatrywała Armię Krajową w broń i amunicję 1 sierpnia 1944 r., liczyła zaledwie sześć samolotów.
Wybuch powstania był nieskoordynowany z operacjami Armii Czerwonej, która parła na Warszawę. Premier rządu polskiego Stanisław Mikołajczyk dotarł dopiero pod koniec lipca do Moskwy na decydujące rozmowy ze Stalinem. Jego podróż do Związku Radzieckiego była wielce spóźniona. Już urośli w siłę komuniści polscy działający w oparciu o ZSRR.
Churchill dążył brutalnie do tego, żeby Mikołajczyk porozumiał się ze Stalinem, za cenę utraty naszych ziem kresowych z Wilnem i Lwowem na rzecz Rosji (za co mieliśmy uzyskać rekompensatę na Zachodzie kosztem Niemiec). Nie można też było liczyć na wydatną i efektywną pomoc Stanów Zjednoczonych, gdyż głównym celem prezydenta Roosevelta było utrzymanie i poszerzenie politycznej i wojskowej współpracy z Rosją. Roosevelt chciał nakłonić Moskwę do wypowiedzenia wojny Japonii oraz do ścisłej współpracy z Ameryką po wojnie. Sprawa polska była dla niego sprawą błahą. Obiecywał bałamutnie Polsce i Polakom pomoc w utrzymaniu Lwowa, ale chodziło mu głównie o głosy Polonii w nadchodzących wyborach. Zarówno Roosevelt jak i Churchill liczyli nadal, iż dojdą do porozumienia ze Stalinem i będą z nim współpracować owocnie po skończeniu wojny.