Książka Rudolfa Stanisława Falkowskiego została wydana po polsku w 2007 r. w Montrealu. Ogromne dzieło, niemal 700 stron. Autor, urodzony w 1919 r. w Czortkowie, zaczął prowadzić dziennik jako 10-letni chłopiec, a zapiski obejmują następne 20-lecie.
Są to najpierw informacje o życiu rodzinnym, o szkole, o polskich, ukraińskich i żydowskich sąsiadach. Zafascynowany lotnictwem nastolatek postanowił zostać pilotem. W kwietniu 1939 r. przyjęto go do wojskowej Szkoły Pilotów w Stanisławowie i ukończył pierwszy kurs. Zdawało się, że jego lotnicza kariera na tym się skończy. Przez rok, w domu, obserwował życie pod radziecką okupacją. Potem zaczął studia w Instytucie Pedagogicznym w Krzemieńcu.
W maju 1941 r. zmobilizowano go do Armii Czerwonej. Przeżył w niej początek wojny niemiecko-radzieckiej. Podobnie jak wielu innych Polaków uznany za niegodnego służby frontowej, znalazł się w batalionach roboczych – kierowanych do prac w sowchozach i przy wyrębie lasu. Zdołał uzyskać zwolnienie do formującej się armii polskiej i jako lotnik in spe dostał się przez Uzbekistan, Iran oraz podróż morzem dookoła Afryki w czerwcu 1942 r. do Szkocji.
Były krasnoarmiejec natrafiał na mur podejrzeń, ale po kilku miesiącach otrzymał skierowanie na dalsze wyszkolenie lotnicze, które ukończył w czerwcu 1944 r. i znalazł się w brytyjskim dywizjonie. Niewielki miał udział w wydarzeniach wojennych. Po zakończeniu wojny przeniesiony do słynnego polskiego dywizjonu 303, służył w nim aż do rozformowania w grudniu 1946 r. Zdecydowany nie wracać do komunistycznej Polski, w 1948 r. emigrował do Kanady. Pracował na farmie i przy wyrębie (jak sam pisze: „przydało się doświadczenie z Rosji”) oraz w różnych innych zawodach, a wreszcie przez 22 lata, do emerytury, był kreślarzem w porcie w Montrealu.