Grecy i Rzymianie ukształtowali współczesne pojęcie piękna, przyzwyczajając nas do idealnych proporcji i wymodelowanych w jasnym marmurze ciał bogów. Szarobury odcień kamienia nie dodaje uroku rzeźbom gryfów, sfinksów i bogów z Tell Halaf, stanowiska archeologicznego na granicy syryjsko-tureckiej. Rysy mają zgrubne, jakby rozmyte, a liczne spękania sprawiają, że jeszcze trudniej doszukać się w nich klasycznego piękna.
Liczące 3 tys. lat monumenty są ciężkie i schematyczne, ale pozorny brak wyrafinowania równoważy kryjąca się za brodatymi obliczami tajemnica. Rzeźby z Tell Halaf doskonale wpisują się w panujące w tej części świata poczucie estetyki. Jeśli ktoś raz zakochał się w ich bogatej ornamentyce i monumentalizmie, to wsiąkł na całe życie, jak ich odkrywca baron Max von Oppenheim. Teraz sami możemy się przekonać, czy na nas także działa magia tej sztuki, odwiedzając w berlińskim Muzeum Pergamońskim wystawę „Uratowani bogowie z pałacu w Tell Halaf”. Można na niej oglądać 250 obiektów z tego stanowiska, przedmioty i fotografie prezentujące odkrywcę, poznać historię badań, zniszczenia rzeźb i ich niezwykłego powstania z popiołów.
13 lat w Kairze
Max von Oppenheim to drugi po Heinrichu Schliemannie, odkrywcy Troi, niemiecki archeolog amator o wielkich osiągnięciach. Schliemann zachwycił się w dzieciństwie „Iliadą”, von Oppenheim zapragnął poznać Orient po przeczytaniu „Baśni z 1001 nocy”. Jak postanowił, tak zrobił, choć jego życie tylko do pewnego momentu przypominało baśń Szeherezady.
Max urodził się w 1860 r. w zamożnej rodzinie kolońskich bankierów, jego ojciec był zasymilowanym Żydem, a matka pochodziła z bogatej rodziny kolońskiej. Wychowany w pałacach młodzieniec skończył prawo, ale tak naprawdę pociągała go przygoda.