Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Ofiary zakładników

Książka „Judenjagd” uświadamia, jak wiele o polskiej wsi nie wiemy – o jej złożonej organizacji pod okupacją i związku tej organizacji z udziałem w polowaniu na Żydów.

Tytuł mówi wystarczająco wiele: „Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942–1945. Studium dziejów pewnego powiatu”. To polowanie ma niemiecką nazwę – wymyślili ją i używali jego organizatorzy i główni wykonawcy: niemieccy policjanci, żandarmi, esesmani. Ale to nie oni zapełniają scenę dramatu – ich rola jest kluczowa, lecz postaci nieliczne. Dlatego znaczna część książki dotyczy innych uczestników polowania: nagonki złożonej z okolicznych chłopów, kolaborantów-podwykonawców w granatowych mundurach oraz ludzi, którzy nie są pod rozkazami Niemców, lecz kłusują na własną rękę.

Tę liczną grupę aktorów krwawego dramatu pozwolił ujawnić specyficzny rodzaj źródeł (acz niejedyny na liście wykorzystanych dokumentów epoki): akta sądowe z powojennych rozpraw z tzw. dekretu sierpniowego, czyli dekretu z 31 sierpnia 1944 r. W latach 40. wszczęto kilkadziesiąt tysięcy takich spraw, zachowały się po nich steki tysięcy stron zeznań. Jak każde źródło historyczne mają one swą specyfikę, wymagają uwzględniania okoliczności i celów ich powstania, intencji zeznającego i zadającego pytania itd. Siłą rzeczy nadają się do badania tylko niektórych tematów, choćby dlatego, że przedstawiają mroczną stronę życia: zbrodnie, które za ich pomocą ścigano, i ich okoliczności. Dyskusje na temat ich wiarygodności i adekwatności trwają już od kilku lat, co pozwala na ich lepsze rozumienie i bardziej efektywne wykorzystanie, a korzystać z nich z pewnością należy.

Czytając „Judenjagd” wielokrotnie uświadamiałem sobie, jak wiele o polskiej wsi nie wiemy – o złożonej organizacji wsi pod okupacją i związku tej organizacji z udziałem w polowaniu na Żydów. Kluczową rolę odgrywa w tym instytucja zakładników – wyznaczonych przez okupanta mieszkańców wioski, jak można zgadywać, cieszących się szacunkiem społeczności, na których spadłyby kary za niezadowalające wypełnianie niemieckich rozkazów. Czasami to właśnie zakładnicy dostawali polecenie chodzenia po domach i zwoływania swych sąsiadów do udziału w obławie. W ten sposób solidarność z zakładnikiem – bratem, szwagrem czy przyjacielem, i szerzej: solidarność wiejskiej społeczności, jedno z jej fundamentalnych praw – położył okupant na szali, naprzeciw której leżało życie żydowskiego uciekiniera. Ten diaboliczny mechanizm w pewnej mierze wyjaśnia rejestrowaną w tak wielu źródłach niechęć wiejskich społeczności do ludzi ukrywających Żydów: mogli wszak sprowadzić nieszczęście nie tylko na siebie, lecz i na innych. Zasługą „Judenjagd” jest wprowadzenie sprawy zakładników do dyskusji na ten temat.

Przypadkiem badanym przez Grabowskiego jest powiat Dąbrowa Tarnowska – ot, zwykły wiejski powiat w Małopolsce, rolniczy i ubogi. Przed wojną zamieszkiwało go około 60 tys. ludzi, z czego około 8 proc. to Żydzi. Jak się zdaje, niczym szczególnym się wśród innych takich powiatów nie wyróżniał, ani przed wojną, ani pod okupacją. Jedynym odnotowanym przez autora ciekawym wyjątkiem było to, że mieszkali w nim także Żydzi rolnicy, zjawisko na ziemiach polskich dość rzadkie, lecz nic nie wskazuje, by fakt ten miał jakiś wpływ na omawiane wydarzenia. Wybór takiego zwyczajnego terenu badań był oczywiście świadomy: autora i czytelnika, a przynajmniej czytelnika spoza tego regionu, interesuje zwykle coś więcej niż dzieje jednego powiatu. Czytelnik taki nie będzie zawiedziony, lecz nie dlatego, że autor spieszy do zgeneralizowanych wniosków. Wprost przeciwnie, z reguły roztropnie unika pospiesznych ekstrapolacji – przenoszenia swych ustaleń na całą Polskę czy też polską lub galicyjską wieś. Najwyraźniej zdaje sobie sprawę, że nawet gdyby wykorzystane przez niego źródła w reprezentatywny sposób przedstawiały losy wszystkich ostatnich Żydów tego powiatu (czego nie wiemy z pewnością), to byłoby jeszcze za mało, by wydawać tak ogólne sądy.

A jednak jego ustalenia z pewnością mają ogólniejsze znaczenie, także w sensie statystycznym. Np. tabela przedstawiająca 277 udokumentowanych przypadków pomocy, z których 39 było zupełnie bezinteresownych, a 112 wiązało się z czerpaniem zysków – pobieraniem opłat za to ryzykowne zajęcie (dla 126 przypadków brak jest takich danych), pokazuje, że pomoc bezinteresowna była znacznie skuteczniejsza niż pomoc za pieniądze. Blisko połowa tych, którzy korzystali z tej pierwszej, przeżyła, zaś z drugiej grupy tylko 6 proc. Podobną siłę ma tabela ukazująca różne grupy sprawców zabójstw na ukrywających się Żydach. Wśród 239 takich przypadków, ustalonych i udokumentowanych po wojnie, 93 to zabójstwa dokonane przez granatowych policjantów, 84 – zabójstwa dokonane przez Niemców na Żydach wydanych przez miejscowych, 7 – zabójstwa dokonane przez Niemców w wyniku akcji własnej, a 6 – mord rękoma miejscowych bez udziału policji czy żandarmów (dla 49 przypadków okoliczności śmierci pozostają nieustalone).

Liczby te aż zbyt wyraźnie pokazują wagę tej książki dla historii Polski. W historii Zagłady jest to rozdział niewielki, dotyczący – jak zakłada autor – około 10 proc. polskich Żydów; statystycznie rzecz ujmując, jest posłowiem do niej. Natomiast w historii reakcji na Zagładę jego znaczenie jest nieproporcjonalnie większe, dotyczy bowiem tych Żydów, których przeżycie zależało przede wszystkim od reakcji otoczenia – w tym przypadku mieszkańców powiatu Dąbrowa Tarnowska. Bez ich pomocy szanse przeżycia Żyda były minimalne: autor znalazł tylko cztery przypadki samoocalenia, przy minimalnej – jak pisze – pomocy ze strony Polaków. Ale – jak pokazują przytoczone wyżej liczby – równie niewielkie szanse miał tropiący tegoż Żyda niemiecki żandarm – jeśli ktoś mu nie pomógł. Dodajmy tu od razu dwa ważne zastrzeżenia. Po pierwsze, autor przyjął za starszą pracą Szymona Datnera, że liczba szukających schronienia uciekinierów wynosiła około 10 proc. liczby Żydów w przededniu deportacji. Trudno dociec, czy tak rzeczywiście było. Owe 10 proc. nie jest szacunkiem w ścisłym rozumieniu słowa, lecz raczej „zgadunkiem” (guessimate, a nie estimate, jak mówią Anglicy), nawet jeśli pochodzi od osoby dobrze rozeznanej w temacie. Po drugie, mrok niewiedzy w znacznie większym stopniu okrywa historie tych zbiegów z gett, którzy nie zostali zamordowani, lecz zmarli. Wśród ludzi niedożywionych, wycieńczonych, mieszkających w ziemiankach lub norach pod oborą, choroba i śmierć z pewnością nie były rzadkie. Informacji o ich śmierci nie znajdziemy w powojennych aktach sądowych.

„Judenjagd” mówi nie tylko o zabijaniu, ale też o ukrywaniu Żydów (dodajmy: niekiedy przez tych samych ludzi), o różnych formach i obliczach pomocy, o postaciach Sprawiedliwych – bezinteresownych ratowników, którzy ryzykowali życie dla ocalenia ściganych jak zwierzęta ludzi. Zawiera też kilkanaście dokumentów, przeważnie relacji ocalonych Żydów. Dokumenty te są nawet bardziej wstrząsające niż spokojna narracja Jana Grabowskiego. Warto przeczytać tę książkę. Ale nie przed snem.

Dariusz Stola jest profesorem w Instytucie Studiów Politycznych PAN, prorektorem Collegium Civitas. Za książkę „Nadzieja i zagłada” otrzymał w 1996 r. m.in. Nagrodę Historyczną POLITYKI.

Jan Grabowski, Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942–1945. Studium dziejów pewnego powiatu, Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów, Warszawa 2011

Polityka 11.2011 (2798) z dnia 11.03.2011; Historia; s. 58
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Fotoreportaże

Richard Serra: mistrz wielkiego formatu. Przegląd kultowych rzeźb

Richard Serra zmarł 26 marca. Świat stracił jednego z najważniejszych twórców rzeźby. Imponujące realizacje w przestrzeni publicznej jednak pozostaną.

Aleksander Świeszewski
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną