Sygnał do ataku na Pałac Zimowy w Piotrogrodzie miał dać wystrzał z krążownika „Aurora”. Tyle starsi czytelnicy pamiętają ze szkoły w PRL. Spoza szkoły zainteresowani dowiadywali się, że wodzowi rewolucji Włodzimierzowi Iljiczowi Uljanowowi, znanemu pod pseudonimem Lenin, niemiecki kajzerowski wywiad umożliwił dotarcie do Rosji ze Szwajcarii w zaplombowanym wagonie.
Dopóki istniał owoc Wielkiego Października, tj. Związek Sowiecki, dzieje rewolucji były przestrzenią ideologicznej walki, a dostęp do kluczowych archiwów zasłaniała mgła zimnej wojny. Mgła ustąpiła w latach 90. XX stulecia, odsłaniając olbrzymie braki w wiedzy o tym, co naprawdę wydarzyło się w 1917 r.
Historycy ochoczo rzucili się do otwartych archiwów. Jak jednak przebić się przez zmitologizowaną wyobraźnię, karmioną późniejszymi obrazami gułagów, stalinowskich zbrodni i innych okrucieństw, popełnionych w imię komunistycznej idei? Andrzej Walicki, najwybitniejszy bodaj polski znawca myśli rosyjskiej, radzi wszystkim, którzy biorą się za analizę rosyjskiej rewolucji, by pamiętali o słowach amerykańskiego historyka i filozofa Alasdaira MacIntyre’a. Twierdził on, że warunkiem pisania o Październiku i Leninie jest, po pierwsze, wyczucie skali. Po drugie – „wyczucie tragizmu, które konieczne jest do zrozumienia zarówno wielkości, jak i klęski rewolucji październikowej. Ci, dla których cały projekt rewolucyjnego wyzwolenia ludzkości od wyzysku i alienacji jest tylko absurdalną fantazją, nie mają kwalifikacji do pisania o komunizmie, podobnie jak ci, dla których pojęcie nadprzyrodzonego zbawienia ludzkości od grzechu jest tylko przestarzałym przesądem, nie mają kwalifikacji do pisania historii Kościoła”.
Dla Richarda Pipesa, popularnego w Polsce konserwatywnego amerykańskiego historyka, tajemnica rewolucji komunizmu sprowadza się do odpowiedzi na trzy „dlaczego?