Historia

U pierwszych mnichów

Rozmowa z prof. Ewą Wipszycką o św. Antonim

Prof. dr hab. Ewa Wipszycka jest historykiem starożytności związanym z Uniwersytetem Warszawskim. Prof. dr hab. Ewa Wipszycka jest historykiem starożytności związanym z Uniwersytetem Warszawskim. Leszek Zych / Polityka
Rozmowa z prof. Ewą Wipszycką, znawczynią historii Kościoła późnego antyku, o pustelnikach, pustelniach i początkach zakonów.
Kelia. Pozostałości zespołu 1600 eremów - o willowym charakterze.Wouter/Geozy/materiały prasowe Kelia. Pozostałości zespołu 1600 eremów - o willowym charakterze.
Monastyr św. Antoniego w Egipcie - powstał w kilkadziesiąt lat po śmierci patrona.Wikipedia Monastyr św. Antoniego w Egipcie - powstał w kilkadziesiąt lat po śmierci patrona.
„Dręczenie św. Antoniego”, obraz Michała Anioła.Wikipedia „Dręczenie św. Antoniego”, obraz Michała Anioła.

Agnieszka Krzemińska: – Fundacja na rzecz Nauki Polskiej przyznała pani nagrodę, zwaną polskim Noblem, za monografię „Mnisi i wspólnoty monastyczne w Egipcie, wieki IV–VIII”. Gratuluję!
Prof. Ewa Wipszycka: – Dosyć to dziwne, ale dziękuję.

Dziwne, dlaczego?
Uważam radość z uprawiania badań za przywilej zupełnie zaspokajający pragnienie uznania. Kiedy zadzwonił do mnie prezes Fundacji, prof. Maciej Żylicz, byłam tak zdumiona, że poza „bardzo się cieszę” nie potrafiłam powiedzieć niczego sensownego. Drugim powodem do zdziwienia była myśl, że akurat moi mnisi zostali zauważeni. Napisałam tyle innych rzeczy.

Rzeczywiście, panią kojarzy się raczej z historią starożytnej Grecji i Rzymu niż Kościoła. Pani książki naukowe znajdują się tylko w niewielu bibliotekach, a podręczniki akademickie, jak trzytomowa „Historia starożytnej Grecji”, są wszędzie.
Moje pisanie szło dwoma torami – naukowo zawsze zajmowałam się Egiptem, papirusami i historią Kościoła, ale jednocześnie prowadziłam zajęcia dydaktyczne ze starożytności, więc widziałam, jakich podręczników brakuje. Dlatego z moim mężem [prof. Benedetto Bravo, specjalistą od historii starożytnej Grecji – red.] oraz jego uczniami napisałam te cegły, z których studenci korzystają częściej niż z moich opracowań naukowych.

Studiowała pani na Uniwersytecie Warszawskim na początku lat 50. Czy wybór starożytności był sposobem na ucieczkę od trudnej tematyki historii najnowszej?
Skąd! Idąc na studia, byłam typem dobrej uczennicy zafascynowanej całą historią, a ponieważ na pierwszym roku była historia starożytna, dałam się jej uwieść. Nie było w tym żadnego politycznego podtekstu. Ja i moi koledzy mieliśmy to szczęście, że uczyli nas światowej sławy historycy, jak Izabela Bieżuńska-Małowist, Aleksander Gieysztor, Witold Kula czy Marian Małowist. Były to czasy, gdy większość z nich zajmowała się historią gospodarczą lub społeczną, otrzymaliśmy zatem doskonałe przygotowanie, by iść w tym kierunku. Mnie też przypadł gospodarczy temat – tkactwo w Egipcie rzymskim.

Cały czas jednak marzyłam o historii Kościoła, a II Sobór Watykański tylko podsycał to zainteresowanie. Wiedziałam jednak, że moja fascynacja nie ma merytorycznego zaplecza – umiałam czytać dokumenty fiskalne, znałam egipski system podatkowy i monetarny, a tymczasem, by zajmować się historią religii chrześcijaństwa, potrzebne były inne umiejętności i dostęp do dobrych bibliotek kościelnych, których u nas wtedy nie było. Aby pogodzić zuchwałą ciekawość z ostrożnością, w ramach pracy habilitacyjnej zajęłam się gospodarczą działalnością Kościoła w Egipcie, godząc w ten sposób stare i nowe. W mojej najnowszej książce o mnichach też nie piszę o aspekcie doktrynalnym ich życia, staram się jednak opisać całą resztę.

Umiejętność czytania dokumentów finansowych jest do tego niezbędna?
Oczywiście, bo z jednej strony badam, jak się zostawało mnichem, jak wyglądała hierarchia i układały relacje między uczniami a mistrzami, z drugiej zaś, jak klasztory funkcjonowały jako jednostki gospodarcze. Starannie prowadzona przez mnichów buchalteria pozwala to odtworzyć. Z pokwitowań zachowanych na skorupach garnków lub papirusach wiemy, skąd i ile moszczu winnego przybywało do klasztoru. To nam uświadamia, że byli w nim specjaliści od obróbki wina, ale też pozwala obliczyć, jaką ilością trunku dysponował dany klasztor. Przy okazji potwierdza, że mnisi pili wino, jak wszyscy zresztą ówcześni mieszkańcy Egiptu.

Ikona św. Antoniego

A co z ascezą?
Każdy mnich był ascetą, ale nie każdy asceta mnichem. Asceza ma starszą historię niż ruch monastyczny. W kręgu śródziemnomorskim nie była wyłącznie chrześcijańskim pomysłem. Już Żydzi z kręgów esseńskich uważali ją za doskonały sposób znalezienia drogi do Boga. Asceza była obecna w chrześcijaństwie od samego początku, z tym że pod koniec III w. narodziło się nowe zjawisko – ludzie decydowali się na zerwanie ze światem, rodziną, domem, by w samotności zamieszkać na pustyni, poświęcając swe życie modlitwie. W tym momencie możemy zacząć mówić o pierwszych mnichach, bo samą ascezę można uprawiać w domu (co często czyniły kobiety), ale żeby zostać mnichem, trzeba go opuścić.

Dlaczego taka potrzeba samotnego skupienia pojawiła się akurat w Egipcie?
W większości podręczników historycznych przeczytamy, że porywający tłumy monastycyzm narodził się, gdy chrześcijaństwo zaczęło się psuć – skończyły się prześladowania, za chrzest nie trzeba było płacić zagrożeniem życia, a przynajmniej kariery, odwrotnie – nawrócenie mogło ją ułatwiać. Gdy wzrost liczebny chrześcijan zaczął przynosić negatywne skutki, ludzie pobożni nie znajdowali dla siebie miejsca i zrywali z tym światem. Tylko że to nie jest do końca prawda, gdyż pustelnicy pojawiają się w Egipcie jeszcze przed prześladowaniami Dioklecjana, zanim chrześcijaństwo stało się religią cesarza Konstantyna Wielkiego.

Tak samo nie do końca wiemy, dlaczego monastycyzm pojawił się nad Nilem. Podejrzewam, ale mówię to ze strachem, gdyż nigdy tego sądu nie poddałam pod dyskusję kolegów, że miały na to wpływ warunki geograficzne i charakterystyczny typ budownictwa w dolinie Nilu. Otóż Egipt, poza Deltą i wąskim pasem pól uprawnych wzdłuż rzeki, to pustynia. Jego mieszkańcy cisnęli się w gęsto zabudowanych wsiach i miastach, gdzie wszyscy zaglądali sobie do garnków i łóżek. Jeśli ktoś potrzebował ciszy i skupienia, to musiał uciec na pustynię. Mnisi osiedlali się na jej brzegu, a zagłębiając się w nią dalej, szukali oaz.

Na pustynię uciekł Antoni, gdzie przez lata cierpiał głód, pragnienie i w samotności walczył z kuszącym go Szatanem. Do dziś pozostaje on wzorem pustelnika.
I słusznie, bo to właśnie ten urodzony niedaleko Fajum Egipcjanin, który opuścił swą wioskę w latach 70. III w., uznawany jest przez tradycję za pierwszego mnicha. Dzięki żywotowi napisanemu przez Atanazego – jedną z najważniejszych postaci Kościoła w Egipcie – wiemy, gdzie się udał. Najpierw trochę mieszkał w grobowcu, szybko jednak przeniósł się do opuszczonego fortu rzymskiego. W środku była woda, a chleb wrzucali mu bliscy przez mur. Po jakimś czasie rozeszła się wieść, że na granicy pól uprawnych i pustyni mieszka święty mąż. Ciekawość i nadzieja cudów, jakich oczekiwano od każdego pustelnika, sprawiły, że po 20 latach ludzie wyważyli bramę i weszli do samotni, co zakończyło czas izolacji Antoniego, który żył aż 105 lat. Samotnia ta znajdowała się w położonej na wysokości Fajum, ale po drugiej stronie Nilu, miejscowości Parembole (co oznacza po grecku obóz wojskowy, fort, a w arabskiej wersji zmienione zostało na Burmbul). Do dziś stoi tam jedna z wież fortu, na której muzułmanie umieścili potem symboliczny grobowiec jednego z towarzyszy proroka. Chcieli w ten sposób przyćmić pamięć o Antonim. Identyfikacji tego miejsca dokonał przed laty mój pierwszy nauczyciel archeologii monastycznej, francuski jezuita Maurice Martin, ale dopiero ja – tu się pochwalę – wprowadziłam tę informację do literatury naukowej.

Eksperyment Pachomiusza

Czy klasztory powstały w ten sposób, że wokół mistrza i nauczyciela gromadzili się jego naśladowcy, tworząc z czasem wielkie wspólnoty?
Nie. Ewolucja nie wchodziła tu w rachubę. Eksperyment stworzenia naprawdę dużej wspólnoty mnichów miał miejsce ok. 323 r. Nie ma on jednak nic wspólnego z oddolnym procesem, jest bowiem pomysłem jednego człowieka – Pachomiusza, który był początkowo uczniem pewnego pustelnika, ale doszedł do genialnego wniosku, że wspólna modlitwa w grupie może dać lepsze rezultaty duchowe i że wcale nie trzeba uciekać od innych na pustynię, aby być samotnym. Dlatego dwa pierwsze klasztory założył w opuszczonych wsiach niedaleko Dendery w Górnym Egipcie. Ponieważ szybko zapełniły się mnichami, założył kolejne. Gdy umierał w 347 r., istniało już 11 wspólnot. Jego powodzenie było pod każdym względem zadziwiające – w ciągu 24 lat przekonał ok. 3 tys. ludzi, aby poddali się jego kierownictwu.

A kobiety?
Pierwszy klasztor żeński stworzono dla siostry Pachomiusza. Za nim poszły następne. Różnica między monastycyzmem żeńskim a męskim polegała tylko na tym, że podczas gdy znaczna część mnichów nadal żyła w pustelniach lub w federacjach eremów, kobiety nie szły na pustynię, tylko wybierały klasztory.

Jak liczne i liczebne były te klasztory?
Oczywiście jedne były mniejsze, inne większe, ale wszystko wskazuje na to, że w niektórych mogło mieszkać w tym samym czasie kilkuset mnichów. W całym Egipcie od IV w. aż do czasów arabskich powstawały dziesiątki, może nawet setki klasztorów. Jedne się pojawiały, inne znikały. Przez cały ten czas funkcjonowały trzy wielkie ośrodki na zachodnim skraju Delty Nilu – Nitria, Kellia, Wadi el-Natrun oraz w Górnym Egipcie Biały i Czerwony Klasztor koło współczesnego miasta Sohag. Ich rozwój możemy śledzić w źródłach literackich i archeologicznych, warto je też odwiedzić, jadąc do Egiptu.

Gdy myślimy o klasztorze, staje nam przed oczami zwarty kompleks budynków mieszkalnych i gospodarczych, z kościołem i dziedzińcem, otoczony murem. Czy te pierwsze klasztory też tak wyglądały?
Na początku nie. Pachomiusz umieścił swoje klasztory w opuszczonych wsiach, miał więc do dyspozycji zwykłe chałupy, do których wprowadzali się mnisi. Aż do średniowiecza nie budowano w Egipcie typowych dla zachodnich klasztorów dormitoriów – wspólnych sypialni. Więcej, na początku nie budowano nawet kościołów. Jedyne, czego potrzebowano, to duży plac, na którym zbierano się na modlitwy i gdzie pracowano. Kościół odwiedzano w pobliskiej wsi. Z czasem jednak wznoszono je w obrębie murów, bo tymi zawsze otaczano monastyr. Nawet pustelnicy wyznaczali zasięg swych samotni murkami, gdyż wszyscy, jak przystało na ludzi starożytności, mieli przekonanie, że przestrzeń sakralną należy wydzielić. W klasztorach od razu budowano też kuchnie, w których mnisi pełnili służbę, oraz wspólne jadalnie. Jeśli w jednym klasztorze było kilkuset zakonników, to z trudem wyobrażam sobie, jak te posiłki wyglądały. Z pewnością były niezwykle skromne, bo oprócz chleba, podstawowego składnika diety Egipcjan, spożywano jedynie trochę zieleniny, sera, gotowanych warzyw.

Pisze pani w książce, że mnisi egipscy stale kontaktowali się ze światem zewnętrznym. Czy dla odróżnienia od świeckich nosili jakieś specjalne stroje?
Dzięki ikonografii i resztkom ubrań znajdowanych w grobach wiemy, że nie mieli jakiegoś charakterystycznego ubioru – noszono prostą, przewiązaną pasem koszulę z niebarwionej wełny lub lnu, a na głowie kapturek. Jedynym elementem odróżniającym ich od innych Egipcjan była przerzucona przez ramię melota – rodzaj narzutki z pokrytej włosiem skóry owcy lub kozy, na wzór starotestamentowych proroków Eliasza i Elizeusza.

Czy mnisi byli samowystarczalni?
Zarówno pustelnicy, jak i mnisi musieli pracować. Życie wyłącznie z darów było uważane za wysoce naganne. Tkano, pleciono koszyki oraz maty i robiono sandały ze skóry, uprawiano ogródki i kopiowano rękopisy. Wytwarzane produkty sprzedawano. Poza tym mnisi uczestniczyli w pracach rolnych na cudzych gruntach – w żniwach, zbiorach oliwek i winogron, za co dostawali od właścicieli ziemi część plonów. Klasztory utrzymywały się też z datków pielgrzymów i miały działki ziem, które im ofiarowywano w darze. Z pewnością mnisi, ze względu na swoje bliskie kontakty z Bogiem, cieszyli się szacunkiem i traktowano ich jako osoby uprzywilejowane. Z tekstów co prawda nie wynika, by wierni czuli się przez nich wyzyskiwani, nie oznacza to jednak, że nikt tak nie myślał.

Wzór znad Nilu

Wspomniała pani o przepisywaniu przez mnichów manuskryptów. Czy klasztory miały jakiś wpływ na rozwój kultury czasów późnego antyku?
Ruch monastyczny pociągał przedstawicieli całego społeczeństwa, gdyż pragnienie zbawienia trapiło wszystkich. Od samego początku we wspólnotach znaleźli się ludzie elity. Pewne jednak jest, że monastycyzm nie miał korzeni w Aleksandrii – centrum nauki i teologii ówczesnego Egiptu. Wygląda na to, że narodził się w środowisku wiejskim. Z rodziny zamożnych chłopów pochodzili Antoni i Pachomiusz oraz inni znani nam asceci. Klasztory w Egipcie nie pełniły funkcji szkół dla chrześcijan, ale prawie wszyscy mnisi umieli pisać i czytać, gdyż niezwykle wysoko ceniono sobie kulturę biblijną, do której szeroki dostęp zapewniać mogły tylko lektury.

Mam wrażenie, że na początku bardziej popularne były zespoły eremów, jak Kellia czy badany przez polskich naukowców klasztor w Naqlun.
To prawda. Można powiedzieć, że archeologia monastyczna w Egipcie narodziła się wraz z wykopaliskami w Kellia w latach 60., gdzie archeolodzy odkryli ok. 1600 eremów. Święci mężowie żyli po kilku w wygodnych willach z dziedzińcem z przykrytą kopułą studnią i ogródkiem. Wiele pomieszczeń w tamtejszych eremach pokrywają do dziś barwne malowidła – w niszach modlitewnych są przepiękne krzyże triumfujące ozdobione przedstawieniami kwiatów i klejnotów, a ściany westybulów czy pokoi zdobią wici, kwiaty i motywy geometryczne. To musiało robić wrażenie na gościach i pielgrzymach przybywających do mnichów z prośbą o błogosławieństwo i modlitwę.

Czy te wczesne klasztory były niezależne od władzy biskupów?
Uderzające jest to, że ruch monastyczny powstaje obok Kościoła hierarchicznego, który początkowo patrzył na nie z nieufnością – i miał swoje racje, gdyż w wielkiej fali ascezy monastycznej bywały postawy ekstremalne, dziwaczne, niebezpieczne, nacechowane skłonnością do autodestrukcji. Ale biskupi szybko zrozumieli, w czym tkwi wartość mniszego środowiska, i potrafili nawiązać z nim dialog. Jednak egipskie grupy mnisze były zbyt liczne, za bardzo rozproszone, aby udało się nad nimi zapanować. Miarą niezależności klasztorów było to, że wybierając przeorów, bracia nie pytali biskupa o zdanie. Narażali się na jego interwencję, jeśli we wspólnotach działo się coś złego, jak bójki, kradzieże, czyny nierządne, zwłaszcza nieuchronny w grupach męskich homoseksualizm. Odnotujmy, że źródła piszą o tym ze wstrętem, ale otwarcie. To nowocześni historycy niechętnie o tym wspominają.

Klasztory egipskie nie upadły od razu po przyjściu Arabów – dopiero z czasem, gdy ludzie zaczęli przechodzić na islam. Dziś Koptowie stanowią 10 proc. egipskiego społeczeństwa. Na ile życie we współczesnych koptyjskich klasztorach przypomina rzeczywistość opisywaną przez panią w książce?
Ciągłość jest zachowana i silnie odczuwana, a Kościół koptyjski jest bardzo dumny z tego, że przez te wszystkie wieki prawie w ogóle nie ewoluował i strzegł starych obyczajów. To oczywiście iluzja – dzisiejsi mnisi to przychodzący ze świata absolwenci wyższych szkół, zmieniło się w ich życiu bardzo wiele, został wielki autorytet i rola duchowych kierowników koptyjskich społeczności.

Boże Narodzenie, obchodzone dziś przez wielu chrześcijan huczniej niż Wielkanoc, ma pogańskie korzenie w święcie Sol Invictus. Czy egipscy mnisi, jako spadkobiercy religijnej tradycji starożytności, znali to święto?
Religie pogańskie nie miały żadnego wpływu na chrześcijaństwo w Egipcie. Ciągłość między Egiptem pogańskim a chrześcijańskim została całkowicie zerwana. To rzadki przypadek, aby dorobek cywilizacyjny przeszłości, zwłaszcza tak wspaniałej jak faraońska, odkrywali dopiero archeolodzy, choć na tym samym terenie ciągle żyli ludzie. Jeśli zaś chodzi o Boże Narodzenie, to w tekstach nie znalazłam żadnej o nim wzmianki. Po pierwsze dlatego, że tradycja świętowania narodzin Jezusa pojawiła się dopiero w IV w., a nawet później, po drugie, w Kościele Wschodnim, jak już połączono to wydarzenie z jakimś dniem, to był to 6 stycznia, uznawany za dzień chrztu Chrystusa w Jordanie, a zarazem pierwszego objawienia jego boskiej natury. 24 grudnia był w egipskich klasztorach dniem powszednim.

Prawo do ciekawości

W uzasadnieniu nagrody za książkę – która na razie wyszła tylko po francusku, ale za chwilę ukaże się jej polska wersja – napisano, że jest „interdyscyplinarnym kompendium wiedzy”. Co to oznacza?
Nowość mojej książki polega na tym, że po raz pierwszy stworzyłam kompleksowy opis życia mnichów egipskich we wszystkich jego aspektach. Dotychczas nikt tego nie zrobił, choć napisano o nich wiele prac szczegółowych opartych na źródłach pisanych i na wynikach badań archeologicznych. Tymczasem należało zestawić wszelkie wiadomości, aby powstał z nich obraz bogaty, pulsujący życiem, uwzględniający różnorodność form organizacyjnych i postaw.

Aby napisać książkę, przez 30 lat studiowałam żywoty mnichów, traktaty o ascezie, opowiadania i apoftegmaty, będące rodzajami nauk i sentencji, ale też opowieści podróżników, którzy zwiedzali egipskie klasztory, poczynając od XV w. Szukałam wśród egipskich papirusów i ostrakonów dokumentów dotyczących mnichów i monastyrów. Źródeł historyczno-literackich jest bardzo wiele – zachowały się, gdyż mnisi egipscy byli wzorem dla wszystkich zakonów chrześcijańskich, a stworzona przez Pachomiusza i przetłumaczona na łacinę reguła odegrała inspirującą rolę przy tworzeniu zakonów w Europie. Opowieści o mnichach egipskich czytało się podczas posiłków w średniowiecznych i nowożytnych klasztorach. Poza tym korzystałam też ze źródeł archeologicznych. Do tekstów i zabytków dodałam zdobywaną powoli w toku podróży wiedzę geograficzną, którą poszerzałam, czytając opisy Egiptu i publikacje wykopalisk. Wiedziałam, że to, jak żyli mnisi i jak funkcjonowały klasztory, zależało w dużej mierze od miejsca, w jakim się znajdowały – od tego, gdzie była woda, gdzie zaczynała się strefa pól uprawnych i świat zamieszkany przez zwykłych ludzi.

W czasach kryzysu humanistyki badanie tak dalekiej przeszłości niektórzy uważają za stratę czasu, uznając za wartą zainteresowania jedynie historię najnowszą. Oni mogą pani zadać złośliwe pytanie – po co komu wiedza o mnichach koptyjskich?
Są ludzie, którzy wykorzystują historię do leczenia swoich politycznych kompleksów, ale ich nie ma zbyt dużo, są tylko bardzo hałaśliwi. To przesadne zajmowanie się białymi plamami, poszukiwanie spisków; w ogóle zbyt wysoka pozycja historii najnowszej to raczej dowód choroby społeczeństwa niż zdrowia. A do czego nam potrzebna wiedza o starożytności i mnichach koptyjskich? Bezpośrednio, w naszym codziennym życiu – do niczego. Jednak gatunek ludzki cechuje ciekawość; większość pytań, jakie sobie stawia nauka, nie ma innych uzasadnień. A teraz jako laureatka Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej mam do ciekawości urzędowe prawo.

rozmawiała Agnieszka Krzemińska

Prof. dr hab. Ewa Wipszycka jest historykiem starożytności związanym z Uniwersytetem Warszawskim (Instytutem Historycznym, Instytutem Archeologicznym oraz filią tego uniwersytetu w Białymstoku). Zajmuje się historią Kościoła późnoantycznego Egiptu, ale całe życie zawodowe prowadziła zajęcia dydaktyczne i popularyzowała historię starożytną. Jest autorką i współautorką licznych publikacji naukowych, podręczników akademickich oraz książek popularnych, a także współzałożycielką miesięcznika „Mówią Wieki”. Jako jeden z niewielu historyków chętnie bierze udział w wykopaliskach archeologicznych (Ptolemais w Libii, Naqlun i Aleksandria w Egipcie).

Polityka 51-52.2012 (2888) z dnia 19.12.2012; Nauka; s. 96
Oryginalny tytuł tekstu: "U pierwszych mnichów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną