„Polityka” prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Dandys wodzem

Książę Józef Poniatowski - z hulaki bohater

Cezurę w życiu księcia Józefa stanowił grudzień 1807 r., kiedy w Warszawie pojawili się Francuzi. Cezurę w życiu księcia Józefa stanowił grudzień 1807 r., kiedy w Warszawie pojawili się Francuzi. The Bridgeman Art Library / BEW
Przed 250 laty urodził się Józef Poniatowski (jego konny pomnik stoi przed Pałacem Prezydenckim). Pół wieku później śmierć w Elsterze uczyniła go jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w polskiej historii. Przeszedł niezwykłą przemianę; hulaka i bawidamek przeistoczył się w żołnierza i polityka.
Ciało księcia Poniatowskiego wyłowiono po pięciu dniach od utonięcia z nurtów Elstery.The Bridgeman Art Library/BEW Ciało księcia Poniatowskiego wyłowiono po pięciu dniach od utonięcia z nurtów Elstery.

Józef Poniatowski przyszedł na świat 7 maja 1763 r. w Wiedniu. Jego rodzicami byli Andrzej Poniatowski, austriacki generał i brat króla Stanisława Augusta, od 1764 r. posiadacz dziedzicznego tytułu książęcego, oraz Teresa hrabina Kinsky von Weichnitz und Tettau z wpływowego rodu magnackiego, dama dworu cesarzowej Marii Teresy. Podstawy potęgi rodu stworzył dziad Józefa, Stanisław Poniatowski, który swoje losy związał z królem Szwecji Karolem XII. Jak napisał Paweł Jasienica, „rozejrzawszy się pilnie po dziejach Polski i Litwy, uznać wypadnie jego [Stanisława] karierę za nie mającą sobie równych, jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną”. Przeznaczeniem wnuka była kariera równie wielka. Miał być większy niż król ten książę.

Andrzej Poniatowski zmarł w 1773 r. i opiekę nad dziećmi (Józef miał starszą o trzy lata siostrę Marię Teresę) przejęła matka, zniemczona Czeszka, która nie radziła sobie najlepiej z ich wychowaniem. Była nadopiekuńcza i przewrażliwiona. Mały Pepi, jak w najbliższej rodzinie nazywano Józefa, znalazł się na prostej drodze wiodącej do utracenia kontaktu z krajem przodków. Przed takim losem uchronił go koronowany stryj Stanisław August Poniatowski, który obdarzył bratanka prawdziwie ojcowską opieką i zadbał o jego edukację. Wysiłki nauczycieli skończyły się jednak połowicznym sukcesem. Pepi historię i literaturę poznał zaledwie powierzchownie, a z gramatyką i ortografią, zarówno francuską, jak i polską, był zupełnie na bakier. W księdze gości Uniwersytetu Jagiellońskiego, który odwiedził w 1784 r., widnieją koślawe słowa: „Jusef xiążę Poniatowski”. Zdecydowanie lepiej posługiwał się językiem polskim w mowie.

Największą przyjemność sprawiały mu ćwiczenia fizyczne i „rycerskie” zajęcia. Doskonale jeździł konno i świetnie fechtował. Dla nikogo nie stanowiło tajemnicy, iż w przyszłości młody książę wybierze drogę kariery wojskowej, idąc w ślady dziadka i ojca. Poniatowscy potrzebowali bowiem miecza wspierającego ich rodzinną politykę. Na razie Pepi wyżywał się na innych polach. Uwielbiał się bawić, uchodził za dobrego tancerza. Z czasem również dużą przyjemność zaczęły mu sprawiać gry karciane.

Natura nie poskąpiła księciu urody. Nie kłamie w tym względzie portret 15-letniego księcia, pędzla Marcelego Bacciarellego. Rysami wdał się w ojca. Choć był niezbyt wysoki, to bardzo harmonijnie zbudowany. Ciemne włosy i oczy nadawały jego twarzy niezwykłego powabu. Trudno się dziwić, że bardzo podobał się kobietom i z faktu tego przez całe życie potrafił czerpać niemałe profity. Dość szybko dopadła go jednak męska przypadłość i zaczął łysieć. XIX-wieczne portrety nie oddają całej prawdy; jego głowę zdobił już wówczas zgrabnie dopasowany tupecik.

Opisując charakter księcia, jego najsłynniejszy biograf Szymon Askenazy stwierdził: „Naprawdę przecie uczuciowiec, nerwowiec, na pozór tylko sangwinik, w gruncie trochę melancholik, miał temperament nadmiernie wrażliwy, subtylizujący, łatwo podlegający czarnowidztwu, nieobronny przeciw głębokiej depresji duchowej i przygnębieniu myśli i woli”.

W armii austriackiej

Zimą 1780 r. książę Józef wstąpił do armii cesarskiej i służył w niej do 1789 r., awansując do stopnia podpułkownika. Jego wybór wynikał ze wspomnienia życiowej drogi ojca i łączył się z perspektywą wspaniałej wojskowej kariery, którą zapowiadały jednoznaczne gesty ze strony samego Józefa II. Jako zaledwie czternastolatek Pepi został przedstawiony cesarzowi podczas manewrów i usłyszał z jego ust osobistą zachętę do wstąpienia na służbę austriacką.

W 1784 r. młodzieńcza fantazja i zakład sprowokowały księcia do przepłynięcia konno wezbranej Łaby. Wszystko skończyło się szczęśliwie. Niespełna 30 lat później los upomni się o życie księcia, skazując go na utonięcie w nurtach wpływającej do Łaby Elstery.

Podczas wojny z Turcją w 1788 r. Poniatowski był adiutantem cesarza. Kiedy pod Lugoszem rozeszła się wieść o zbliżaniu Turków, część wojsk, z Józefem II, rzuciła się do panicznej ucieczki, a kilka tysięcy przerażonych żołnierzy wystrzelało się nawzajem w zamieszaniu. Później cesarz miał wyrażać pretensje do swoich adiutantów, którzy rozbiegli się w różne strony. Pepi odpowiedział na zarzut w sposób, który z jego słów uczynił pyszną anegdotę: „Wasza Cesarska Mość, raczysz przypomnieć sobie, żem ja tam był i konia Waszej Cesarskiej Mości podawałem, ale nim mojego dosiąść zdołałem, już WC Mości nie było”. Książę wyróżnił się odwagą podczas walk pod Łabaczem, gdzie został ciężko ranny. W tym okresie zaprzyjaźnił się blisko m.in. z feldmarszałkiem Lacym oraz z księciem Karolem Schwarzenbergiem, który po latach stał się jego zawziętym wrogiem z pól bitewnych.

Od zostania Austriakiem dzielił go niewielki krok. To, że go nie uczynił, w największym stopniu zawdzięczał determinacji stryja.

Kobiety i kabriolety

Do Polski Poniatowski powrócił dopiero na wyraźne żądanie króla, realizującego uchwałę Sejmu Wielkiego o ściągnięciu oficerów służących za granicą. „A w decyzji jego – jak napisał Jerzy Skowronek – chyba większą rolę grały lojalność wobec króla i głównego opiekuna, może też snute przez stryja perspektywy kariery wojskowej i majątkowej aniżeli poczucie patriotycznego obowiązku i narodowych więzi”.

Krótko po przyjeździe Pepi przeżył dwa awanse. Za sprawą stryja – na generała majora, przez warszawską ulicę zaś został nazwany prince charmant – czarującym księciem. Czarującym i zdecydowanie za bardzo rozbrykanym. Prawem urodzenia, ale i temperamentu, stanął na czele złotej warszawskiej młodzieży, złożonej z bogatych paniczów i stawiających pierwsze kroki w wojskowym fachu oficerów. Wraz z przyjaciółmi stał się zmorą stołecznych mieszczan, którzy nieraz z przerażeniem musieli uskakiwać przed pędzącą na oślep kawalkadą. Dla żartu albo zakładu robił rzeczy nieuchodzące nie tylko księciu. Widywano go jeżdżącego zupełnie nago na koniu ulicami stolicy. Jedni się obruszali na niewczesne żarty, innym fantazja Pepiego w niczym nie przeszkadzała. Szczególnie pięknym damom z towarzystwa, które zażarcie walczyły o jego względy.

Kobiety przepływały przez ręce i łoże Poniatowskiego w Pałacu Myślewickim niczym woda w Wiśle. Nie mogło być inaczej, skoro – jak napisał jeden z cudzoziemców – „książę Józef jest jedną z najdoskonalszych męskich postaci, jakie widzieć można. Stopa jego, noga cała pełna najpiękniejszego rysunku; odzież przyobleka ją całą jak ulana, leżąc bez najmniejszego fałdka. Kurtka okrywa równie pięknie jego pierś i ramiona pełne i opina wytworne kształty. Rysy twarzy mają wiele wyrazu męskiego, para czarnych wielkich oczu je ożywia”. Złym duchem księcia był jego stryj, ekspodkanclerzy Kazimierz Poniatowski, „wyjątkowy człowiek, któremu obce są wszelkie hamulce” – jak zanotował jeden z cudzoziemców przebywających w Warszawie.

Za sprawą Pepiego w Warszawie nastała moda na nowy rodzaj powozu, tzw. kabriolet. Oddajmy głos bacznemu obserwatorowi ówczesnych obyczajów, pochodzącemu z Inflant Fryderykowi Schulzowi: „On był jednym z pierwszych, który lekki, otwarty, wysoko zawieszony powóz (w Niemczech zwany whisky, a w Polsce kabrioletem) w Warszawie w modę wprowadził. Z początku zaprzęgał do niego cztery konie, niebawem osiem, w poręcz jedne za drugimi, powożąc z siedzenia stojący, co wyglądało bardzo malowniczo i widzom przywodziło na myśl starożytnych w cyrkach woźniców. Konie miał zawsze najpiękniejsze, pełne ognia, rosłe”.

Wybryki księcia i jego dość swobodny styl bycia doczekały się zjadliwej literackiej krytyki ze strony Juliana Ursyna Niemcewicza. W napisanej przez niego w 1790 r. komedii politycznej „Powrót posła”, wystawionej w teatrze warszawskim 15 stycznia następnego roku, w postaci szambelana publiczność bezbłędnie odkryła cechy młodego Poniatowskiego: „Gdy szambelan do butów srebrne przypiął kolce/I przed ganek zajechać kazał kariolce (…)”.

Podczas wojny z Rosją w 1792 r. książę Józef, walcząc w randze generała lejtnanta na czele armii ukraińskiej, odniósł zwycięstwo w bitwie pod Zieleńcami, która odnowiła tradycje triumfów polskiego oręża. Dla jej upamiętnienia, na wniosek księcia, ustanowiony został tak później sławny i ceniony przez wojskowych Krzyż Virtuti Militari (Cnocie Wojskowej).

Zdrada króla i jego przystąpienie do Targowicy rzuciło na księcia hańbiący cień. Nie usunął go nawet chlubny udział w insurekcji kościuszkowskiej. Po upadku powstania Poniatowski został zmuszony do opuszczenia kraju i przez kilkanaście następnych lat był postrzegany jako bezideowy arystokrata, goniący wyłącznie za urokami życia i za nic mający los ojczyzny. Opinię zszargały mu napływające z zagranicy doniesienia na temat jego hulaszczego życia na emigracji.

Po powrocie do kraju w 1798 r. sytuacja niewiele się zmieniła. Książę znów rzucił się w wir zabaw i opinię psuły mu nieustające bale i skandale towarzyskie związane z Pałacem Pod Blachą w Warszawie i posiadłością w Jabłonnej. Otaczała go zgraja arystokratów i oficerów, wiodąca wraz z nim próżniacze życie upływające na zabawach i miłostkach. Dwór księcia prowadziła jego wieloletnia kochanka hrabina de Vauban (łączyły ich także skomplikowane związki finansowe). Pepi nadal nie unikał burzliwych romansów, z których narodziło się jego dwóch synów – Józef Szczęsny Chmielnicki (1791–1860) i Józef Ponitycki (1809–55). Matką pierwszego z nich była Małgorzata Sitańska, panna Zelja, drugiego urodziła hrabina Zofia z Potockich Czosnowska.

Wielka przemiana

Cezurę w życiu księcia Józefa stanowił grudzień 1807 r., kiedy w Warszawie pojawili się Francuzi. Pomimo uprzedzeń i poważnych wątpliwości Napoleon, który bratanka króla uważał za człowieka lekkomyślnego i bezideowego, postawił na współpracę z nim i nie zawiódł się. Poniatowski stanął na czele ministerstwa wojny i pomimo ciążących jeszcze na nim dawnych przyzwyczajeń, szybko stał się odpowiedzialnym urzędnikiem i świadomym swoich celów politykiem. W 1809 r., podczas wojny z Austrią, wykazał się talentami wojskowymi i zmysłem strategicznym. Kampania, zapoczątkowana bitwą raszyńską – chrztem bojowym dla młodej armii – a następnie oddaniem wrogowi Warszawy, przyniosła w dalszej części wiele błyskotliwych zwycięstw i w konsekwencji znaczne rozszerzenie granic Księstwa Warszawskiego. Od tej chwili Poniatowskiego pokochała zarówno armia, jak i społeczeństwo, wybaczając mu wcześniejsze potknięcia. Wielką zasługą Pepiego stała się konsolidacja grupy dawnych legionistów z młodymi oficerami. Kiedy nadawano pierwsze krzyże przywróconego w dużej mierze za jego sprawą Orderu Virtuti Militari, książę zapoczątkował zwyczaj całowania odznaczanych nimi żołnierzy w chwili dekoracji. Jako dowódca doskonale doceniał siłę symbolu.

W ciągu następnych trzech lat Poniatowski wyrósł na polityka, jakiego Polska nie miała od wielu lat. Uwielbienie, które wcześniej potrafił zogniskować na sobie Kościuszko, przeniosło się teraz na Poniatowskiego. Wedle francuskiego rezydenta w Warszawie Edwarda Bignona, książę był „obcy wszelkiej osobistej rachubie, bezinteresowny aż do odrzucenia tronu, po który mógł sięgnąć. Kochający ojczyznę nad wszystko, kochający ją dla niej samej, niczego nie pragnął, tylko jej niepodległości, bez chęci rządzenia nią, i gotów był każdego nazwać królem polskim, który by dał rękojmię trwałej restauracji. (…) W charakterze jego łączyły się najszlachetniejsze uczucia i najbardziej ujmujące przymioty”.

Na wojnę 1812 r. przeciwko Rosji książę Józef wyruszył na czele V Korpusu Wielkiej Armii, złożonego wyłącznie z Polaków i liczącego ponad 35 tys. żołnierzy. Ponad drugie tyle walczyło w szeregach innych jednostek. Ogromna ich większość zginęła podczas tragicznej wyprawy. V Korpus wykazał się pod Smoleńskiem i w bitwie pod Tarutino (Winkowem), gdzie Poniatowski uratował przed rozbiciem oddziały marszałka Joachima Murata. W swoich pamiętnikach Eustachy Sanguszko nie zawahał się nazwać tego starcia najznakomitszą bitwą księcia Józefa. Polacy jako jedyni z całej armii uratowali większość armat i niemal wszystkie orły pułkowe. W końcu grudnia 1812 r. na dziedzińcu Pałacu Pod Blachą zebrało się 400 oficerów i żołnierzy, a leżący na noszach Pepi w ich obecności rozpłakał się ze wzruszenia. Być może starym wiarusom ten płacz wydał się najpiękniejszą zapłatą za tygodnie niewypowiedzianych trudów i męczarni.

Po katastrofalnej klęsce Napoleona różnymi sposobami usiłowano skłonić księcia Józefa do porzucenia sprawy cesarza i przejścia na stronę Rosji i jej sojuszników. Zdaniem wielu polityków było to korzystniejsze rozwiązanie niż dochowanie wierności Francji. W charakterze emisariuszy wysyłano do niego dawnych przyjaciół. Jednak książę Józef powziął decyzję o wytrwaniu u boku Napoleona. Jak rzecz ujął Askenazy, „pozostał nieugięty zarówno wobec skrytej namowy, jak i jawnego odstępstwa”. Poczucie honoru i lojalności okazało się silniejsze od chłodnej, politycznej kalkulacji. Zaprowadziło go ono aż pod Lipsk, gdzie w połowie października 1813 r. rozegrała się ostatnia wielka bitwa kampanii niemieckiej. W jej trakcie książę został mianowany marszałkiem Francji. Kilkakrotnie ranny, osłaniając odwrót armii, utonął w Elsterze. Krótko przed śmiercią spotkał go Józef Grabowski: „Twarz księcia była blada i widać na niej było smutek i ponurość. Postawa jednak księcia wspaniała, determinowana, była znakomitą…”.

Czuł, co go czeka. „Bóg mi powierzył honor Polaków, Bogu tylko go oddam” – miał odpowiedzieć na sugestie poddania się.

Książę ze spiżu

Pierwszy pomnik upamiętniający księcia Józefa, w postaci kamienia z niewielkim napisem, stanął w miejscu znalezienia jego zwłok. W ogrodzie Reichela (Reichta), jednym z najpiękniejszych w Lipsku, w grudniu 1813 r. postawił go gen. Aleksander Rożniecki, podobno za kosztowności znalezione przy Poniatowskim. Rok później żołnierze powracający z Francji zakupili marmurowy sarkofag. Nad Wisłą Pepi doczekał się pięknego klasycystycznego pomnika, wzorowanego na posągu Marka Aureliusza z rzymskiego Kapitolu. Wykonał go w 1832 r. duński rzeźbiarz Bertel Thor­valdsen. Skonfiskowany przez władze carskie spiżowy książę Józef mógł spoglądać na Warszawę z wysokości końskiego grzbietu dopiero od 1923 r. Dziś oglądamy replikę oryginalnego pomnika, który został wysadzony w powietrze przez Niemców w 1944 r. Wykonano ją na podstawie zachowanego w kopenhaskim Muzeum Thorvaldsena modelu; stanowiła dar Kopenhagi dla Warszawy.

Legenda księcia Józefa jest niejednoznaczna i pełna odcieni. Dla jednych był bohaterem bez skazy, inni wytykali mu liczne słabości charakteru, niejednokrotnie wiodące na manowce. Przeciwstawiano go często Kościuszce i Dąbrowskiemu, zarzucano nadmierne podporządkowanie Stanisławowi Augustowi i przesadną dbałość o interesy Poniatowskich. Jednak tylko nieliczni odważyli się odmówić mu odwagi i patriotyzmu. Dla ogromnej większości rodaków stał się wzorem bohatera i zajął honorowe miejsce w narodowym panteonie.

Polityka 19.2013 (2906) z dnia 07.05.2013; Historia; s. 53
Oryginalny tytuł tekstu: "Dandys wodzem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

Społeczeństwo

Zdelegalizować Kaczyńskiego, Trumpa i Orbána? Czyli jak naprawić kraj po populistach. Będzie wrzask

Prof. Kim Scheppele, socjolożka, o tym, jakie metody ma demokracja, aby poradzić sobie ze skutkami rządów populistów.

Jacek Żakowski
03.12.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną