IPN przed pięciu laty wydał poświęcony Pileckiemu album, utrzymany, podobnie jak inne publikacje na jego temat, w tonie hagiograficznym. Do dziś chyba nikt nie skonfrontował tekstów inaugurujących ten album z przedrukowanymi w nim niektórymi dokumentami. A wstrząsające wyniki tej konfrontacji muszą skłaniać do namysłu – przede wszystkim nad metodami pracy Instytutu, który próbuje kształtować narodową pamięć.
Historycy z IPN zachowują się czasem tak, jakby badanie najnowszej historii Polski zaczęli dopiero oni – pisze na łamach najnowszej POLITYKI prof. Andrzej Romanowski. – Widać to w szeregu opracowań, spotkań, akademii i konferencji, które Instytut poświęcił rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu. Tymczasem postać ta była znana również w PRL, przynajmniej w jej ostatnich dekadach.
(…)
Wydany przed pięciu laty przez IPN album Jacka Pawłowicza „Rotmistrz Witold Pilecki 1901–1948” (z przedmową Janusza Kurtyki) niemal wszystkie te fakty [zawarte „Polskim Słowniku Biograficznym” z 1981 r. – przyp. red.] potwierdza, ale w załączonej bibliografii opracowanie „PSB” przemilcza.
Wart uznania jest w albumie materiał fotograficzny (w tym fotokopie dokumentów), on jednak – co znamienne – stoi w sprzeczności z publikowanym tamże tekstem obu autorów. „Rzeczpospolita” (z 22 stycznia br.) wydrukowała rozmowę z Janem Żarynem, profesorem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, od lat kojarzonym z IPN. W wywiadzie „Rotmistrz jest jak sztandar” dokonał on wielkiej pochwały tego właśnie albumu.
Sytuacja sprzeczności między dokumentacją a interpretacją przedstawioną w albumie jest więc dziwna, dlatego sądzę, że czas wreszcie przeczytać zgromadzone w albumie IPN ubeckie dokumenty. W ich świetle wydarzenia ostatniego roku życia Pileckiego przedstawiają się następująco…
Cały artykuł prof. Andrzeja Romanowskiego w nowym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, w wydaniu na iPadzie i w Polityce Cyfrowej.