Miejsce dla Polaków było szczęśliwe. Pół wieku wcześniej, będący w defensywie żołnierze hetmana Jana Karola Chodkiewicza obronili się przed potęgą Osmana II. Tym razem role miały się odwrócić. Turecka armia, dowodzona przez Husseina Paszę, licząca (bez wołoskich sojuszników) 30 tys. żołnierzy, stała w dawnych okopach polskich, rzecz jasna odnowionych i wzmocnionych przez najlepszych tureckich inżynierów. Twierdza ziemna, oparta o wysoki brzeg Dniestru miała narys bastionowy. Z drugim brzegiem łączył ją drewniany most pontonowy, broniony przez umocniony przyczółek – miał on zapewnić komunikację z siłami stacjonującymi w niedalekim Kamieńcu Podolskim.
W dawnych umocnieniach obozu tureckiego rozłożyły się z kolei wojska hetmana Sobieskiego – niemal 40 tys. żołnierzy, więcej niż 50 armat (pod komendą Marcina Kątskiego, który dziesięć lat później pod Wiedniem miał dowodzić królewską artylerią) oraz 12 tys. Litwinów z dwoma hetmanami – Pacem i Radziwiłłem. Ta niebagatelna siła miała jedno zadanie – zmyć z Rzeczypospolitej hańbę nieszczęsnego traktatu w Buczaczu.
Rzeczpospolita bezbronna
Od 1666 roku Rzeczpospolita prowadziła niemal stałą wojnę na Ukrainie. Na najważniejszą postać tamtejszej polityki wyrósł kozacki hetman Doroszeńko, starający się przejąć schedę po Chmielnickim. Nie mając miejsca na manewry dyplomatyczne pomiędzy Polską a Rosją, zwrócił się o protekcję do sułtana, z czego Wysoka Porta postanowiła skwapliwie skorzystać. W 1666 roku wspierający Doroszeńkę Tatarzy uprowadzili bezkarnie 25 tys. ludzi. Rozzuchwaleni brakiem oporu powtórzyli najazd, zatrzymany przez Sobieskiego we wspaniałej bitwie obronnej pod Podhajcami. W 1671 roku Doroszeńko sprowadził kolejną ordę, znów rozbitą przez Sobieskiego, wówczas już hetmana wielkiego koronnego.