Były biskup czeski Wojciech Sławnikowic, „płonąc ogniem miłości i pragnieniem głoszenia wiary, bez trwogi udał się do Prus i tam męczeństwem dopełnił swego zawodu” – napisał Anonim zwany Gallem. Polska zyskała męczennika i pierwszego świętego, co stygmatyzowało młode państwo. Bolesław Chrobry mistrzowsko wykorzystał ten fakt i na zjeździe gnieźnieńskim cesarz Otton III w 1000 r. zgodził się na ustanowienie metropolii w Gnieźnie. Tamże złożone zostały szczątki św. Wojciecha.
Od tej chwili Gniezno zaczęło pełnić wyjątkową rolę w dziejach polskiego duchowieństwa. Pomimo przesunięcia się centrum polskiego życia duchowego do Krakowa w związku ze złupieniem Gniezna przez księcia czeskiego Brzetysława w 1038 r. i kaźnią biskupa krakowskiego Stanisława ze Szczepanowa, uznanego za świętego i patrona Polski – nadal działała siła tradycji. Do wagi metropolii nie dostroiło się jednak samo miasto: w 1565 r. rozczarowany nuncjusz papieski Jan Franciszek Commendone pisał, że Gniezno „co do zabudowania podobniejsze do wsi niż do miasta”. Nic dziwnego, że arcybiskupom gnieźnieńskim bliższe były Łowicz, Skierniewice, gdzie powstawały wspaniałe rezydencje, a potem Warszawa.
Do XV w. w Polsce nie funkcjonowała godność prymasa. A przecież już w 325 r. na Soborze Nicejskim orzeczono, aby najstarszym arcybiskupom nadawać tytuł prymasa: pierwszego wśród biskupów. Początkowo była to godność honorowa, nieprzypisana do arcybiskupstwa, a jedynie ad personam. Tytuły te otrzymywali często najznaczniejsi arcybiskupi starych metropolii w danym kraju, co oznaczało pierwszeństwo przed innymi metropolitami. Było to istotne, gdyż Francja posiadała aż siedem arcybiskupstw, a Rzesza Niemiecka cztery. Z biegiem lat arcybiskupi wyróżnieni przez papieży prymasostwem zaczęli przenosić ten tytuł na swe arcybiskupstwa, aż w końcu urząd prymasa automatycznie zrósł się z daną metropolią.