W 1841 r. na placu Saskim w Warszawie został odsłonięty pomnik upamiętniający siedmiu wyższych polskich oficerów wiernych carowi i zabitych w czasie nocy listopadowej 1830 r. Jako pierwsze umieszczono na nim nazwisko gen. Ignacego Blumera. Jego życie i śmierć – zadana z rąk powstańców – świadczyły o tym, jak zaskakującą przemianę przeszedł dawny napoleoński oficer i polski patriota. Niestety, jego przykład nie był odosobniony.
Ignacy Aleksander Blumer (1773–1830)
Przodkowie Blumera pochodzili z Irlandii i ich rodowe nazwisko brzmiało O’Bloomer. On sam – potężny mężczyzna o wzroście 190 cm i ze wspaniałą, budzącą mimowolny respekt, aparycją – został zawodowym żołnierzem i przez wiele lat przyszło mu wąchać proch. Jako młodzieniec walczył w obronie Konstytucji 3 maja i dzielnie stawał pod Zieleńcami. Dwa lata później bił się podczas insurekcji kościuszkowskiej, a potem przedostał do Włoch, gdzie gen. Jarosław Dąbrowski tworzył Legiony Polskie. Wraz z nimi Blumer odbył wyprawę na San Domingo i dosłużył się stopnia podpułkownika.
Powrót do Polski poprzedziły wydarzenia, które śmiało mogłyby stanowić kanwę filmu przygodowego. W czasie rejsu do Europy okręt, na którym płynęli Polacy, został zatrzymany przez Anglików. Ku zaskoczeniu wszystkich do niewoli powędrowała jedynie francuska załoga, jednostkę zaś pozostawiono w polskich rękach. Kapitanem obwołano Blumera. Przez pewien czas trudnił się piractwem na wodach Morza Karaibskiego, a potem znalazł się na Florydzie, gdzie grupka Polaków zamierzała założyć kolonię. Blumer miał inne plany i na kilka lat wylądował na Korsyce w służbie francuskiej. W 1807 r. został dowódcą pułku piechoty w armii Księstwa Warszawskiego. Dwa lata później jego zasługi w bitwie pod Raszynem zostały nagrodzone Orderem Virtuti Militari.