Historia

Koniec pewnego rozdziału

Jak rozpętała się II wojna światowa

Roger Viollet / Getty Images
Pokoju wersalskiego nie udało się uratować. W Europie – zaledwie 20 lat po zakończeniu pierwszej – wybuchła kolejna wojna. Z polskiego punktu widzenia wciąż ważne są pytania dotyczące prawdziwego początku wojny, jej końca i przebiegu.
Reprodukcja FoKa/Forum

1. Kiedy wybuchła II wojna światowa?

Dla Polaków data wydaje się oczywista: 1 września 1939 r. To wtedy Hitler zbrojnie najechał swego sąsiada, łamiąc wszelkie pakty (wcześniej, przy zaborze Austrii, Kłajpedy i podziale Czechosłowacji próbował dbać o pozory i zyskiwać, choćby wymuszoną, zgodę na te akty).

Ale zdaniem wielu zachodnich historyków, 1 września zaczął się jedynie konflikt lokalny, który przerodził się w wojnę europejską 3 września, gdy Wielka Brytania i Francja stanęły w obronie Polski. Tak to traktuje m.in. Richard Overy. Kolonie brytyjskie przystąpiły do wojny 10 września. Dla Rosjan tzw. Wielka Wojna Ojczyźniana zaczęła się 21 czerwca 1941 r., z chwilą najazdu Hitlera na ZSRR, a dla Stanów Zjednoczonych wojna wybuchła 7 grudnia 1941 r., po ataku Japończyków na bazę Pearl Harbor.

Jeszcze inna jest perspektywa dalekowschodnia. Cytowany przez nas Czang Kaj-szek zanotował w swym diariuszu: „Z japońską inwazją na Chiny zaczęła się druga wojna światowa”. Przypomnijmy, że chodziło o 1931 r.

2. Jak długo broniła się Polska?

Wojnę obronną Polski zwie się popularnie kampanią wrześniową. Trwała ona do 5 października, kiedy ostatnie zwarte oddziały WP złożyły broń pod Kockiem.

Pierwszą fazą wojny była bitwa graniczna. Mimo kilku znakomitych epizodów – choćby pod Mokrą czy Mławą – Polacy przegrali ją w ciągu 5 dni. Na północy XIX korpus pancerny Guderiana już 3 września dotarł do Wisły, odcinając w Borach Tucholskich część sił Armii Pomorze oraz obronę wybrzeża. II korpus 4 Armii dotarł do Bydgoszczy. 3 Armia, uderzająca z Prus Wschodnich, mimo początkowej porażki na pozycji mławskiej, przebiła się przez styk Armii Modlin i Samodzielnej Grupy Operacyjnej Narew i wyszła częścią sił na twierdzę modlińską, gros zaś kierując na wschodnie przedpola Warszawy.

Armia Poznań, nienaciskana przez większe siły nieprzyjaciela, 2 września zaczęła swój długi odwrót. Na południe od niej Armia Łódź, po udanych walkach opóźniających 1 i 2 września, zmuszona była do cofania się na Warszawę. W tzw. luce częstochowskiej, na styku Armii Łódź i Kraków, samotna 7 DP uległa przewadze niemieckiej i już 2 września siły niemieckich korpusów IV i XVI miały otwartą drogę w głąb polskiego ugrupowania. Wreszcie na południu, w rejonie Pszczyny, niemiecka 5 DPanc przebiła się przez obronę Armii Kraków pod Oświęcimiem, a inne dywizje 14 Armii sforsowały przełęcze karpackie w Węgierskiej Górce i pod Jabłonką.

Ta faza kampanii zakończyła się szybszą niż przewidywano porażką wojsk polskich. Skutkiem przegranej była utrata swobody operacyjnej.

Następny tydzień upłynął pod znakiem ogólnego odwrotu WP w rozbieżnych kierunkach. Część wojsk kierowała się na Warszawę i Modlin, część odchodziła na wschód, za Wisłę i San. Polskie siły zostały rozcięte na kilka odizolowanych od siebie zgrupowań. 10 Armia niemiecka, z 4 DPanc w czołówce, przełamując po drodze opór pod Tomaszowem Mazowieckim i Piotrkowem, już 8 września dotarła do Warszawy. Inne jej korpusy wyszły szerokim frontem nad środkową Wisłę, rozbijając po drodze nie w pełni skoncentrowaną i nieudolnie dowodzoną odwodową Armię Prusy. Znany nam korpus Guderiana, po przejściu przez Prusy Wschodnie, wyłonił się 9 września głęboko na skrzydle wojsk polskich i przez Wiznę i Nowogród 12 września dotarł do Brześcia.

Armia Kraków, pod nieustannym naciskiem niemieckim, odchodziła na Sandomierz i Lwów. Czołówki niemieckie dotarły do Lwowa 12 września. W tym czasie wycofujące się armie Poznań i Pomorze pod ogólnym zwierzchnictwem gen. Tadeusza Kutrzeby wykonały tzw. zwrot zaczepny na odsłonięte skrzydło 8 Armii niemieckiej. W istocie była to raczej próba wyjścia z okrążenia i jednocześnie odciążenia obrony Warszawy. Rozpoczęta 8 września bitwa nad Bzurą była największym starciem kampanii. Mimo pewnych sukcesów w początkowej fazie Polakom nie udało się osiągnąć zamierzonego celu. Niemiecka 30 DP, choć poturbowana i bliska zagłady, wytrzymała uderzenie i utrzymała front do czasu nadejścia posiłków – w tym zawróconych spod Warszawy dywizji pancernych. Bitwa zakończyła się 10 dni później zagładą obu polskich armii w kotle w Puszczy Kampinoskiej. Jedynie niewielka część oddziałów przedarła się do Modlina, jeszcze mniejsza do Warszawy.

Pod względem strategicznym i operacyjnym kampania właściwie była skończona. Niemal całe polskie wojsko zostało okrążone, pozbawione łączności i wspólnego kierownictwa. Nie zmienia tego obrazu sformowanie armii Lublin, spóźnione utworzenie Frontów Północnego i Południowego, wreszcie pospieszna improwizacja obrony na tzw. przedmościu rumuńskim.

Ostatnia faza kampanii stała pod znakiem obrony bastionów (Warszawa, Modlin, Hel, Lwów) i bitew przebojowych. Oddziały Armii Lublin i Kraków, a potem Frontu Północnego stoczyły niezależnie od siebie dwie bitwy pod Tomaszowem Lubelskim (17–20 i 22–27 września), wojska zaś Frontu Południowego pod Lwowem. Wkroczenie 17 września Armii Czerwonej przyspieszyło likwidację polskiego oporu. Mimo kilku większych bitew (Grodno, Szack, Wytyczno), pod względem operacyjnym najważniejszym skutkiem sowieckiej agresji była likwidacja przedmościa rumuńskiego i odcięcie dróg ewakuacji do Rumunii.

Do końca września opór polski został stłumiony. Jedynym wciąż walczącym dużym związkiem taktycznym była SGO Polesie gen. Kleeberga. Zaimprowizowana na Polesiu, odchodziła pod naciskiem wojsk sowieckich na zachód, z zamiarem przyjścia z pomocą Warszawie. To właśnie ona pod Kockiem stoczyła ostatnią bitwę kampanii.

3. Jak oceniać kampanię wrześniową?

Najdosadniej rzecz ujął wybitny badacz płk Marian Porwit – była to druzgocąca klęska. Jej przyczyny były złożone. Nie tylko bowiem ogromna przewaga sił wroga o niej zadecydowała. Przede wszystkim Polska przystąpiła do wojny bez jasnego i szczegółowego planu operacyjnego. O tyle to dziwne, że już 12 kwietnia 1934 r. marszałek Piłsudski, wśród grona prominentnych wojskowych, poszerzonego o ministra Becka i jego zastępcę Szembeka, rozpisał ankietę dotyczącą zagrożenia od sąsiadów (patrz ramka obok). Wyniki jasno wskazywały, że zdecydowana większość uważała Niemcy za groźniejszego wroga. W tym świetle przystąpienie do opracowania planu wojny dopiero w lutym 1939 r. jawi się jako poważne zaniedbanie. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zadecydowały tu osobiste poglądy Rydza-Śmigłego, który w ankiecie opowiedział się za wariantem R.

Polski plan zawierał się w słowach „Nie dać się pobić”. Jego istota sprowadzała się do utrzymania się przez kilka tygodni (ile? – nie sprecyzowano), do chwili wystąpienia sojuszników na Zachodzie. Co gorsza, Naczelny Wódz nie wtajemniczył dowódców armii w ten ogólny zamiar. Przekazał im jedynie zadania dotyczące ich odcinków. Już to spowodowało poważne perturbacje w dowodzeniu operacyjnym. Pogłębiły je problemy z łącznością – przewodowa była wciąż rwana, a radiowej nie ufano. Radiostacji było zresztą zbyt mało. W rezultacie Rydz-Śmigły dowodził na podstawie informacji spóźnionych o 24 godziny. Wszystko to w obliczu szybkich niemieckich oddziałów pancernych i zmotoryzowanych!

Sytuację polskiej armii pogarszało kordonowe ustawienie wojsk, wymuszone zarówno geografią, jak i przyczynami politycznymi. Obawiano się mianowicie, że po zajęciu Pomorza, Wielkopolski i Śląska Hitler może zgodzić się na ewentualne propozycje pokojowe. W rezultacie Polska zostałaby zredukowana do kadłubowego państewka całkowicie zależnego od Rzeszy.

W bitwie wrześniowej duża część kadry wyższego szczebla nie stanęła na wysokości zadania. Wystarczy tu wspomnieć kuriozalny przypadek gen. Dęba-Biernackiego, dowodzącego batalionami, a nie armią, którą wygubił. Zamiast stanąć przed plutonem egzekucyjnym, został dowódcą Frontu Północnego. Nie popisał się gen. Rómmel, który po sukcesach w pierwszych kilku dniach, pod pozorem zranienia, opuścił pospiesznie swoją Armię Łódź, by objąć stanowisko dowódcy nowej Armii Warszawa. Jedynie zdecydowane działania jego następcy gen. Thommée pozwoliły dotrzeć jej do Modlina. Innym dowódcą armii, który opuścił swoje wojsko, był gen. Fabrycy – pod pozorem choroby porzucił Armię Karpaty walczącą nad Sanem i przeniósł swój sztab do Lwowa. Wreszcie gen. Bortnowski, jeden z najlepiej wykształconych i najbardziej światłych generałów WP, załamany i hamletyzujący, nie najlepiej sprawdził się w bitwie nad Bzurą.

By być sprawiedliwym, należy powiedzieć, że większość dowódców szczebla operacyjnego radziła sobie dobrze, a niektórzy działali nawet wybitnie, jak gen. Szylling, dowódca Armii Kraków, którego działania Marian Porwit określił jako „Anabasis twardych generałów i twardego wojska”. Znakomicie sprawdzili się gen. Kutrzeba w bitwie nad Bzurą oraz gen. Sosnkowski, jedyny tej rangi wojskowy pozostający bez przydziału wojennego – najwyraźniej z powodów ambicjonalnych odsuwany stopniowo od ważnych funkcji państwowych. Dopiero 10 września znaleziono mu zajęcie. Jako dowódca Frontu Południowego energicznie i sensownie dowodził resztkami Armii Kraków.

Znacznie lepiej wyglądała sytuacja wśród dowódców szczebla taktycznego. Oczywiście i tu wojna zweryfikowała przedwojenne oceny. Spośród dowódców grup operacyjnych i dywizji należy wyróżnić płk. Prugara-Ketlinga (11 Karpacka DP), płk. Kalabińskiego (55 DP rez.), gen. Borutę-Spiechowicza (GO Śląsk, GO Boruta), płk. Maczka (11 BK), płk. Dąbka (Lądowa Obrona Wybrzeża) czy wreszcie samego płk. Porwita (Zachodni Odcinek Obrony Warszawy). Można zaryzykować twierdzenie, że im niższy szczebel dowodzenia, tym wyższy poziom wyszkolenia. Sprawdził się też zwykły żołnierz polski, przy czym warto zauważyć, że pod koniec kampanii – mimo ogromnego zmęczenia nieustannymi dalekimi marszami – bił się zazwyczaj lepiej niż na początku.

Krytyczne opinie o polskiej obronie łagodzą jednak okoliczności niezależne od władz państwowych i wojskowych. Na tle bowiem innych armii europejskich armia polska – jak na ekonomiczne możliwości II RP – była do wojny przygotowana w gruncie rzeczy nieźle. Tyle że była to zupełnie inna wojna, niż sobie wyobrażano. Blitzkrieg przed wrześniem 1939 r. był tylko ideą, nigdy i nigdzie niewcieloną w życie. Nawet Niemcy byli zaskoczeni skutecznością nowej doktryny – na tyle, że w trakcie kampanii kilkakrotnie ich dywizje pancerne stawały z braku paliwa, awaryjnie dostarczanego drogą powietrzną.

W tamtych okolicznościach, przy takiej przewadze, przy bierności sojuszników, żadna ówczesna armia nie była w stanie oprzeć się Wehrmachtowi współdziałającemu z RKKA (Armia Czerwoną). Późniejsze wydarzenia potwierdziły to aż nadto. Hańbiąca porażka Francji w 1940 r., Bałkanów w 1941 r. czy wreszcie kolaps Armii Czerwonej w pierwszych miesiącach Barbarossy w 1941 r. Dopiero na przełomie lat 1942/1943 znaleziono remedium na niemiecką doktrynę.

4. Jak długo istniała II RP?

Władze RP wyjechały z Polski w nocy z 17/18 września (ich członkowie zostali internowani na terytorium Rumunii); straciły faktyczne władztwo nad terytorium państwa podbijanego przez wojska III Rzeszy i ZSRR. Ostatecznie kraj znalazł się pod okupacją, a jego władze na emigracji. Zachowały one jednak tożsamość i ciągłość zarówno na gruncie Konstytucji Kwietniowej z 1935 r., jak i na gruncie prawa międzynarodowego (dzięki temu mogło dojść np. do zawarcia paktu polsko-sowieckiego w 1941 r. – tzw. układu Sikorski-Majski). Prezydent i rząd II RP, rezydujące w Londynie, były uznawane przez Polskie Państwo Podziemne (które samo w sobie było ewenementem) przez jego struktury cywilne i zbrojne (Armia Krajowa).

Sytuacja zmieniła się po zakończeniu II wojny i powołaniu 28 czerwca 1945 r. przez Bolesława Bieruta, jako prezydenta Krajowej Rady Narodowej, Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Zdominowany przez komunistów, powstał jednak na mocy porozumienia między nimi a częścią polityków emigracyjnych, skupionych wokół Stanisława Mikołajczyka (który został wicepremierem). Już 5 lipca TRJN został uznany przez USA, potem przez inne państwa koalicji antyhitlerowskiej. To TRJN podpisał Kartę Narodów Zjednoczonych i on reprezentował Polskę na konferencji poczdamskiej. Choć de iurekonstytucyjnym rządem II RP pozostawał rząd w Londynie, to praktycznie krajem władał – z sankcją międzynarodową – ten w Warszawie.

Gdy upadł projekt polityczny Mikołajczyka, ogranego przez Kreml i komunistów, nic już nie stało na przeszkodzie do powołania przez nich do życia – formalnie pięć lat później – Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, zwasalizowanej wobec Moskwy. Na dziesięciolecia rząd londyński był emigracyjnym klubem politycznym, symbolem raczej niż realnością. Ale jego trwanie miało swoje znaczenie, właśnie symboliczne: Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent RP na uchodźstwie, przekazał insygnia władzy Lechowi Wałęsie w dniu jego zaprzysiężenia na prezydenta III RP 22 grudnia 1990 r.

II wojna światowa została politycznie zakończona: III RP zrodziła się z rzeczywistości PRL, ale odwoływała do znaków II RP.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną