W przeciwieństwie do Francji czy Wielkiej Brytanii, które na fali dekolonizacji w latach 60. XX w. zgodziły się na przyznanie niepodległości swoim kolonialnym posiadłościom, portugalskie imperium zamorskie wciąż trzymało się mocno – przynajmniej w sferze deklaracji. Ustanowiony przez Antonia Salazara autorytarny reżim Estado Novo nie godził się na żadne ustępstwa, obstając przy nierozerwalności wielowiekowego związku Portugalii i jej zamorskich posiadłości. Przekonania tego nie podzielali jednak mieszkańcy kolonii, więc wojny w afrykańskich prowincjach pochłaniały połowę budżetu Portugalii, podówczas jednego z najbardziej zmilitaryzowanych państw świata. Podejście do kwestii kolonii zmieniło się, kiedy w kwietniu 1974 r. tzw. rewolucja goździków – przewrót zorganizowany przez lewicowo zorientowanych wojskowych z Ruchu Sił Zbrojnych, MFA – obaliła salazarowską dyktaturę.
Nowe władze uznały niepodległość Gwinei, która przyjęła nazwę Gwinei-Bissau, a w kolejnym roku także Angoli, Mozambiku i kilku mniejszych państw afrykańskich. W Azji w rękach portugalskich wciąż pozostawało Makau oraz maleńka kolonia leżąca na wschodniej części Archipelagu Malajskiego.
Według miejscowej legendy wyspa Timor ma kształt krokodyla, który ją stworzył, dziękując w ten sposób za opiekę pewnemu chłopcu, przodkowi dzisiejszych mieszkańców. W XVI i XVII w. na wyspie osiedlili się Holendrzy i Portugalczycy, którzy w połowie XIX w. podzielili się nią – pierwsi zajęli zachodnią część, drudzy wschodnią. Portugalia traktowała Timor niemal wyłącznie jako źródło surowców – głównie drzewa sandałowego i kawy. Biedna, zaniedbana kolonia zdawała się miejscem zapomnianym przez Boga i ludzi.