Startujemy w 1905 r. Królestwo Polskie jest wówczas najbardziej uprzemysłowioną częścią rosyjskiego imperium. Miasta pęcznieją w niesamowitym tempie. Rekordzistka Łódź w drugiej połowie XIX w. zwiększa swoją liczebność o 2 tys. (!) proc. Manchester ze swoim 500-proc. wzrostem może się schować. Rosną też Warszawa i Zagłębie Dąbrowskie. A do gry wchodzi nowy polityczny aktor: klasa robotnicza. Genealogicznie to ten sam plebs pojawiający się w poprzednich okresach historii Polski raczej w roli tła w przedstawieniu ze szlachtą w roli głównej (i mieszczaństwem w drugoplanowej). Teraz jednak lud (fachowo: zbiorowa całość mas pracujących) jest już inny. Już nie zahukany i rozrzucony po wsiach oraz folwarkach. Teraz jest w jednym miejscu i zaczyna dostrzegać swoje rosnące znaczenie.
Rewolucja 1905 r. zaczyna się od strajków płacowych związanych ze spadkiem koniunktury w Cesarstwie Rosyjskim. Wydarzenia szybko jednak wyrastają ponad aspekt ekonomiczny. Gdy w Łodzi przerażeni masowością wystąpień carscy urzędnicy bezradnie patrzą na rozwój wypadków, faktyczna władza trafia na krótki czas w ręce robotniczych milicji. „Wszędzie snuły się tłumy robotników. Przeważnie po kilkuset. Chodzą od domu do domu, kontrolując, czy nie ma gdzie fabryki i warsztatu, gdzie by pracowano, łamiąc strajk” – wspominał jeden z uczestników. Inni relacjonowali, że specyfiką tamtych dni było chodzenie po ulicach w taki sposób, by napotkani stójkowi albo co bogatsi mieszczanie musieli ustąpić im miejsca na trotuarze.
To jeden z symboli nowej sytuacji. Oto po raz pierwszy na ziemiach polskich plebs wystąpił o uznanie za pełnoprawnego członka wspólnoty politycznej.