Jerzy Kochanowski
6 czerwca 2017
Rewolucje pod znakiem kwiatów
Broń w butonierce
Kwiaty mogą wyrażać miłość, przywiązanie czy smutek. Ale też niezgodę, złość i gniew. Nie dziwi więc, że astry, goździki, tulipany czy róże stały się symbolami wielu buntów, wojen i rewolucji.
Najbardziej znanym konfliktem z kwiatem w nazwie była trwająca 30 lat (1455–85) tzw. wojna dwóch róż, między angielskimi rodami Lancasterów (z czerwoną różą w herbie) i Yorków (z białą). Konflikt doprowadził nie tylko do typowych przy takich okazjach zniszczeń czy strat demograficznych, ale także do gruntownego przemodelowania sceny społecznej i politycznej. Straciła stara, jeszcze normańska szlachta, zyskała nowa, ze świeżych nadań, oraz mieszczaństwo.
Najbardziej znanym konfliktem z kwiatem w nazwie była trwająca 30 lat (1455–85) tzw. wojna dwóch róż, między angielskimi rodami Lancasterów (z czerwoną różą w herbie) i Yorków (z białą). Konflikt doprowadził nie tylko do typowych przy takich okazjach zniszczeń czy strat demograficznych, ale także do gruntownego przemodelowania sceny społecznej i politycznej. Straciła stara, jeszcze normańska szlachta, zyskała nowa, ze świeżych nadań, oraz mieszczaństwo. I jak często bywa, gdzie dwóch się biło, tam skorzystał trzeci. Wygranym był panujący od 1485 r. Henryk VII Tudor, po kądzieli spokrewniony z Lancasterami. Była to jednak słaba legitymacja do sprawowania władzy, poślubił więc Yorkównę (córkę Edwarda IV), a za oficjalny herb swojej rodziny przyjął kompromisową biało-czerwoną różę, wprowadzając ją także do oficjalnego godła królestwa. Jego syn Henryk VIII (ten od sześciu żon) zrezygnował jednak z koncyliacyjnej polityki florystycznej i w oficjalnym królewskim Coat of Arms dwukolorową różę zastąpił łacińską sentencją. Jedynym kwiatem, który pozostał w państwowym godle, były lilie odgrywające niemałą rolę jako symbol roszczeń królów angielskich do korony Francji. Władający nią Burbonowie przyjęli lilie będące atrybutem zarówno maryjnym, jak i niepokalanego rycerstwa już na przełomie XI i XII stulecia, zaś od końca XIV w. ich godło wyglądało tak samo jak przez kolejne 400 lat – trzy złote lilie na błękitnym tle. Na tyle długo, by można było burbońskie fleur-de-lis zarówno pokochać, jak i znienawidzić. Przedstawicieli pierwszej grupy rewolucja francuska wysyłała masowo na szafot, reprezentanci drugiej z zapałem usuwali herbowo-kwiatowe pozostałości reżimu z papieru, metalu czy kamienia. Bonaparte też nie przywrócił tradycyjnego godła, jako symbol cesarstwa wybierając orła. Lilie powróciły na kilkanaście lat wraz z Burbonami (1814–30). Zmiotła ich jednak, razem z godłem, rewolucja lipcowa, a w herbie nowej, konstytucyjnej monarchii, też zresztą burbońskiej, choć z innej, orleańskiej linii, nie znalazło się miejsce dla kwiatów, z tradycyjnych symboli nawet w otaczających tarczę panopliach pojawił się tylko galijski kogut. Wielowiekowego, historycznego spadku nie udało się jednak całkowicie usunąć – wystarczy spojrzeć chociażby na godła Paryża, Burgundii, Regionu Centralnego, Île-de-France czy Pikardii, a za oceanem – Quebecu. Najpierw rewolucjoniści przy pomocy gilotyny, a następnie Napoleon, wszczynając wojnę z całą Europą, przysłużyli się politycznej karierze innych kwiatów – goździka i chabra (bławatka). Ten ostatni zaczął na przełomie XVIII i XIX w. przeradzać się z porastającego pola chwastu w symbol cnót pruskich, zwłaszcza skromności. Nie bez znaczenia była też jego barwa zbliżona do błękitu pruskiego, substancji chemicznej służącej m.in. do farbowania tkanin na (pruskie) mundury. Już pod koniec XVIII w. chaber stał się jednym z ulubionych motywów poetów i malarzy, lecz prawdziwą karierę zrobił dzięki ukochanej przez poddanych królowej Prus, Luizie, a zwłaszcza jej ucieczce w 1806 r. z podbitej przez Napoleona zachodniej części państwa na wschód, do Kłajpedy. Droga była długa, trakty podłe, przymusowe postoje orszaku częste, władczyni miała więc dość czasu na wicie dla dzieci wianków ze zrywanych na poboczu chabrów. Brzmi to może skrajnie infantylnie, nie było to też działanie celowe, okazało się jednak nadzwyczaj skuteczne propagandowo. Zwłaszcza gdy kilka lat później (1810 r.) królowa zmarła, błyskawicznie przechodząc do pruskiej legendy. Znaczenie symboli rozumieli zarówno jej syn, król Prus (a potem cesarz Niemiec) Wilhelm I, jak i jego kanclerz Otto von Bismarck, ogłaszając chabra pruskim symbolem państwowym. Jak wspominał pisarz Theodor Fontane, podczas obchodzonych w 1879 r. złotych godów Wilhelma I i jego żony Augusty Berlin wyglądał „jak wielki chaber, pola zostały całkowicie oczyszczone, gdyż wszyscy Prusacy nim się dzisiaj ozdabiają; nie ma bowiem żadnego innego kwiatu tak dobrze oddającego pruskość”. W Prusach kwiat pozostał przede wszystkim swoistym kodem kulturowym, ale rolę polityczną odegrał w Austrii, która w 1866 r. wzięła rozwód z resztą ziem niemieckich. Chaber stał się jako symbol niemieckiej wierności godłem utworzonego w 1891 r. przez Georga von Schönerera Związku Wszechniemieckiego (Alldeutsche Vereinigung), grupującego zwolenników przyłączenia kraju do Niemiec, nawet kosztem rozpadu monarchii. Schönerer był nie tylko zwolennikiem wielkich Niemiec, ale także antysemitą, antyklerykałem i antyliberałem, nic też dziwnego, że stał się duchowym ojcem Adolfa Hitlera, odciskając wyraźne piętno na jego światopoglądzie. W latach 1933–38 emblemat z niewinnym błękitnym kwiatkiem służył zdelegalizowanym przez kanclerza Engelberta Dollfussa austriackim nazistom jako znak rozpoznawczy i informacja, komu można zaufać. Charakterystyczne jest długie trwanie symboli – od 2006 r. znaczek z chabrem noszą posłowie konserwatywnej, nacjonalistycznej i eurosceptycznej Wolnościowej Partii Austrii (Freiheitliche Partei Österreichs, FPÖ). Trwałym symbolem stał się także goździk. Uznawany zarówno za symbol maryjny, jak i przede wszystkim Męki Pańskiej, zrobił bardziej uniwersalną karierę. Nie dziwi więc, że skazani podczas rewolucji francuskiej na śmierć arystokraci, idąc na szafot, wkładali do dziurki od guzika czerwony goździk jako oznakę nieustraszoności i pogardy dla nisko urodzonych katów. W ciągu następnego stulecia goździk się spolaryzował i zdemokratyzował: białe lądowały w butonierkach dżentelmenów, czerwone – proletariuszy. O ile pierwszego nie trzeba tłumaczyć, drugie wymaga krótkiego wyjaśnienia. II Międzynarodówka zdecydowała w 1889 r., że 1 maja będzie świętem klasy robotniczej połączonym z manifestacjami. Substytutem dla powszechnie wtedy zakazywanych partyjnych sztandarów i transparentów stał się noszony w klapie marynarki czy kurtki czerwony goździk. Przyjął się szybko – miał zrozumiały przekaz (robotnicza krew), był tani i dłużej zachowywał świeżość niż np. róże. Goździk stał się również, obok zaproponowanych na początku lat 30. XX w. przez Siergieja Czachotina i Carlo Mierendorffa tzw. Trzech Strzał, symbolem międzynarodowej solidarności. Do dziś jest zresztą godłem wielu partii socjalistycznych i socjaldemokratycznych, np. austriackiej SPÖ i włoskiej PSI (znakiem SPD jest czerwona róża). Szczyt popularności goździki osiągnęły jednak dopiero po drugiej wojnie światowej. Choć zazwyczaj kojarzymy je z socjalistyczną częścią kontynentu, to popularne były zarówno na południu, gdzie po prostu rosły w ogródkach, jak i w Niemczech zachodnich lat 50. i 60., skąd wygoniło je antymieszczańskie pokolenie 1968 r. Na komunistycznym Wschodzie przetrwały znacznie dłużej, niekwestionowanym goździkowym centrum stała się zaś – dzięki uprawiającym je prywatnym ogrodnikom – Polska. Początkowo historyczne i kulturowe konteksty odgrywały jakąś rolę, jednak stosunkowo szybko zastąpiły je pragmatyzm i rytuał, w takim stopniu, że do dziś kwiaty te stanowią jeden z istotniejszych składników pamięci zbiorowej o PRL (z klasycznym opisem wręczania odznaczeń: klapa, rąsia, buźka, goździk). Popyt był olbrzymi, wszędzie bowiem rytuały socjalizmu – od Dnia Kobiet, przez masówki i pochody, po wspomniane odznaczanie – wymagały odpowiedniej oprawy. Goździki były zaś kwiatami znacznie trwalszymi niż róże czy tulipany, do tego stosunkowo tanimi, niewymagającymi w uprawie i rosły przez cały rok. Polscy prywaciarze dostarczali je więc masowo zarówno na rynek polski, jak i do innych krajów socjalistycznych, zwłaszcza ZSRR, gdzie okazji do ich wręczania/kładzenia było jeszcze więcej niż w PRL. Jeżeli np. na 8 marca przydziałowy kwiat dostawały kobiety, to dwa tygodnie wcześniej, 23 lutego, to one kupowały z okazji Dnia Armii Radzieckiej i Marynarki Wojennej wiązanki swoim ojcom, synom czy braciom. Nic dziwnego, że na wschód wędrowało w latach 80. nawet 80 proc. polskiej produkcji kwiatowej i rozpad ZSRR stał się jednym z powodów końca goździkowego boomu. Tzw. badylarzy dobił w końcu import tanich kwiatów z całego świata, od Holandii po Kolumbię. Choć goździk był znakiem rewolucjonistów, to żaden z przeprowadzonych przez nich przewrotów nie nosi jego nazwy, a jedyna jak dotąd rewolucja goździków nie dość, że zawdzięcza to określenie przypadkowi, to została zainicjowana przez apolitycznych żołnierzy. Młodzi oficerowie z portugalskiego Ruchu Sił Zbrojnych (Movimento das Forcas Armadas) przystąpili 25 kwietnia 1974 r. do działania z zamiarem obalenia następcy Salazara, premiera Marcela Caetano, i zakończenia wyniszczających kraj wojen kolonialnych. Nie myśleli zarówno o radykalnych przemianach politycznych, jak i jakichkolwiek symbolach. Pojawiły się same, dość przypadkowo. Jeden z lizbońskich restauratorów kupił sporo białych i czerwonych goździków, chcąc je rozdawać klientom. Jednak 25 kwietnia, obawiając się o rozwój wypadków, nie otworzył knajpy i poprosił pracownicę Celeste Martins Caeiro o zabranie kwiatów. Jeden z nich ofiarowała żołnierzowi, ten zaś wetknął go w lufę karabinu. Zarówno Caeiro, jak i wojskowy szybko znaleźli naśladowców (sezon goździkowy był w pełni), a prawie bezkrwawy zamach (zginęło pięć osób) zyskał trwały, wyrazisty symbol. Portugalskie doświadczenie, że polityczne symbole nie muszą rodzić się w gabinetach (i głowach) polityków, a mogą po prostu rosnąć pod ręką, w ogródkach i na klombach, powtórzyło się w ciągu ostatnich stu lat wielokrotnie. Pod koniec października 1918 r. zrewolucjonizowani żołnierze budapeszteńskiego garnizonu zrywali habsburskie oznaki, zastępując je jesiennymi astrami. Od nich też bunt, który na krótko dał władzę postępowemu arystokra
Pełną treść tego i wszystkich innych artykułów z POLITYKI oraz wydań specjalnych otrzymasz wykupując dostęp do Polityki Cyfrowej.