Historia

Prawda niepełna

Prawda niepełna. Kontrowersyjna monografia Narodowego Zjednoczenia Wojskowego

Romuald Rajs ps. „Bury” (w środku) z żołnierzami 1. Kompanii 3. Wileńskiej Brygady AK w Turgielach koło Wilna w kwietniu 1944 r. Romuald Rajs ps. „Bury” (w środku) z żołnierzami 1. Kompanii 3. Wileńskiej Brygady AK w Turgielach koło Wilna w kwietniu 1944 r. Laski Diffusion / East News
Instytut Pamięci Narodowej wydał od dawna zapowiadaną książkę Mariusza Bechty i Wojciecha J. Muszyńskiego „Przeciwko »pax sovietica«”. Lektura tej pierwszej, w założeniu całościowej, monografii Narodowego Zjednoczenia Wojskowego wywołuje mieszane uczucia.
Ostatnia koncentracja 5. Brygady Wileńskiej AK w Stoczku k. Poświętnego.Narodowe Archiwum Cyfrowe Ostatnia koncentracja 5. Brygady Wileńskiej AK w Stoczku k. Poświętnego.
Mariusz Bechta, Wojciech J. Muszyński, Przeciwko »pax sovietica«. Narodowe Zjednoczenie Wojskowe i struktury polityczne ruchu narodowego wobec reżimu komunistycznego 1944–1956, Wydawnictwo IPN, Warszawa 2017, s. 599 Mariusz Bechta, Wojciech J. Muszyński, Przeciwko »pax sovietica«. Narodowe Zjednoczenie Wojskowe i struktury polityczne ruchu narodowego wobec reżimu komunistycznego 1944–1956, Wydawnictwo IPN, Warszawa 2017, s. 599

Data publikacji nieprzypadkowo zbiegła się z obchodami 75-lecia Narodowych Sił Zbrojnych. NZW powstało bowiem w listopadzie 1944 r. z połączenia oddziałów Narodowej Organizacji Wojskowej i NSZ, które działacze narodowi po klęsce powstania warszawskiego postanowili zjednoczyć w obliczu spodziewanej sowieckiej okupacji. Do intensywnego rozbudowywania struktur narodowcy przystąpili na początku 1945 r., uznając się po rozwiązaniu Armii Krajowej za jedyną oficjalną siłę zbrojną w kraju. W 1945 r. oddziały partyzanckie NZW liczyły już około 7 tys. żołnierzy.

Obszerna (ponad 500-stronicowa) książka jest naszpikowana faktami i setkami nazwisk, dzięki czemu można ją uznać za cenny przewodnik po powojennym podziemiu narodowym. W ten faktograficzny gąszcz wkrada się jednak miejscami pewien chaos, tak jakby autorzy po napisaniu pierwszej wersji pracy zrezygnowali z obowiązku przeczytania całego maszynopisu. Chyba dlatego co jakiś czas spotykamy się z powtórzeniami, np. parę razy czytamy, że podkomendni kpt. Romualda Rajsa „Burego” na ramieniu nosili przyszyte trójkątne tarcze z literami ŚWO „Śmierć Wrogom Ojczyzny” (s. 187 i 264). To jednak, oczywiście, drobiazgi.

Bechta i Muszyński nie ukrywają sympatii do podziemia narodowego i chętnie podkreślają jego bezkompromisowy stosunek do komunizmu. Przyznają jednak, że część działaczy endeckich parła w 1945 r. – podobnie jak w podziemiu poakowskim – do rozwiązania oddziałów partyzanckich, a niektórzy podjęli nawet nieudane próby zalegalizowania Stronnictwa Narodowego.

Wielu żołnierzy NZW opowiedziało się jednak za prowadzoną z całą determinacją walką zbrojną. Odrzucali oni możliwość skorzystania z amnestii, uznając ujawniających się członków AK-WiN bez mała za zdrajców. Próby przejęcia dziedzictwa AK doprowadziły do zabójstw politycznych i starć pomiędzy obu formacjami. W publicystyce narodowców opisywano akowskie podziemie jako „ludzi spod znaku »sanacyjnego koryta«” (s. 257), „ulegających wpływom masońskim i lewicowym” (s. 157). Dystans panował nawet między strukturami żeńskimi, gdyż jak piszą autorzy, w AK na wysokich stanowiskach „można znaleźć wiele kobiet wywodzących się z przedwojennych środowisk masońsko-teozoficznych”, które przed wojną „przenikały się ze środowiskami liberalno-lewicowymi i ruchem komunistycznym” (s. 37).

Ideowe spory z upływem czasu schodziły na drugi plan wobec zagrożenia ze strony władz komunistycznych. Choć członkowie podziemia narodowego i poakowskiego inaczej wyobrażali sobie kształt wolnej Polski, to ich ofiarność była podobna. Pomimo ciągłych obław oddziały NZW prowadziły walkę aż do początku lat 50., kiedy to stopniowo zostały wybite przez UB i KBW.

Najbardziej kontrowersyjnym fragmentem działalności NZW są wypadki mordów na przedstawicielach mniejszości narodowych: Białorusinach, Ukraińcach i Żydach. W książce jest o nich co prawda mowa, ale narracja zaproponowana przez Bechtę i Muszyńskiego w istocie tylko potęguje narosłe wokół tych wydarzeń wątpliwości.

Jedną z takich akcji NZW był rajd zgrupowania kpt. Rajsa „Burego” przeprowadzony w powiecie Bielsk Podlaski (ciekawie opisany w powieści kryminalnej Katarzyny Bondy „Okularnik”). 29 stycznia 1946 r. oddział NZW wkroczył do Zaleszan, w których żyli prawosławni Białorusini. Oddajmy głos autorom: „Z rozkazu »Burego« wszyscy mieszkańcy mieli stawić się na przymusowe zebranie resocjalizujące z komunizmu w domu sołtysa (...). Po wygłoszeniu przemówienia dowódca (...), wobec niechętnej postawy zebranych, polecił zamknąć drzwi i okna oraz podpalić budynek (...) partyzanci ostatecznie pozwolili spanikowanym ludziom wydostać się z płonącego budynku (...) strzelając na postrach ponad głowami wychodzących. Mniej szczęścia mieli natomiast ci, którzy nie posłuchali rozkazu i ukryli się wcześniej w swoich zabudowaniach. Nieświadomi ich obecności partyzanci zaczęli je podpalać” (s. 268). W płomieniach zginęło 16 osób. Partyzanci w następnych dniach spalili jeszcze cztery wioski, ponoć w trakcie starć z miejscowymi strażami, i rozstrzelali zmuszonych do przewożenia oddziału 28 furmanów.

Choć wszystkie ofiary (łącznie 79) były wyznawcami prawosławia i narodowości białoruskiej, Bechta i Muszyński odrzucają kategorycznie zarzut o etniczno-religijnym charakterze tej zbrodni. Ich zdaniem był to „odwet za zdradę”, który co najwyżej „manifestował się zbędnym okrucieństwem” (s. 270). Według autorów „Tło (...) akcji podziemia narodowego miało charakter polityczny i wiązało się z czynnym poparciem lokalnej ludności dla reżimu komunistycznego” (s. 269). Mówiąc inaczej, „Bury” w Zaleszanach i pozostałych wsiach chciał tylko „nastraszyć” ludność popierającą komunistów, a ofiary padły bez mała przypadkiem. Tylko jak wytłumaczyć fakt, że sam „Bury” przyznał w trakcie procesu (prostując zeznania złożone podczas śledztwa), iż wydając rozkaz spalenia białoruskich wsi, komenda NZW obok sympatii jej mieszkańców do nowych władz „zasadniczo” wzięła „za podstawę fakt, że ludność ta nie repatriowała się do Związku Radzieckiego”? Czyż z tych słów nie wynika, że celem akcji NZW było przymuszenie Białorusinów żyjących w powiecie Bielsk Podlaski do opuszczenia Polski?

Znacznie więcej miejsca w książce poświęcono mordom na ludności ukraińskiej, zwłaszcza pacyfikacji wsi Wierzchowiny w powiecie Krasnystaw. W wiosce tej 6 czerwca 1945 r. zgrupowanie NSZ-NZW kpt. Mieczysława Pazderskiego „Szarego” wymordowało 194 Ukraińców (w tym ponad 60 dzieci). Kilka dni później, 10 czerwca, partyzanci NSZ zostali zmasakrowani przez pościg 98 pułku NKWD we wsi Huta. Zginęło 166 ludzi, w tym kpt. „Szary”. O tych wydarzeniach opowiada w pracy oddzielny podrozdział (s. 332–349), zatytułowany „Rekonstrukcja zdarzeń: Wierzchowiny – Huta”.

Dowiadujemy się z niego, że wprawdzie do mordu doszło, ale rzekomo nie wiadomo, ile osób zginęło i z czyjej ręki. Co prawda żołnierze NSZ weszli do wioski, lecz pewnym być można, jakoby, tylko zabicia przez nich 12–42 osób. Kto więc zabił pozostałych 150 ludzi? Mogli to być – sugerują autorzy – funkcjonariusze UB i żołnierze „ludowego” wojska, którzy postanowili dokonać zbrodni, by oczernić NSZ. Mogły to być też „grupy mężczyzn uzbrojonych w ostre narzędzia” z okolicznych wsi, którzy dokonali samosądu na nielubianych sąsiadach. Możliwe też, że działania NSZ były skoordynowane z oddziałami poakowskiego podziemia, które zablokowały wieś od strony łąki i lasu, przy czym ich członkowie tak ukryli swój udział w akcji, iż nic więcej o ich poczynaniach nawet Bechta i Muszyński powiedzieć nie potrafią.

Z książki nie dowiemy się o tym, że oddział pościgowy NKWD starł się po raz pierwszy ze zgrupowaniem NSZ-NZW tuż po pacyfikacji, raptem 3 km od wioski. Nie było zatem możliwości czasowych, aby ktokolwiek inny poza ludźmi „Szarego” zdążył dokonać zbrodni. Fakt dokonania mordu przez partyzantów podziemia narodowego potwierdzają również relacje świadków. Jeden z uczestników napadu na początku lat 90. w przypływie szczerości przyznał: „W Wierzchowinach popełniliśmy błąd, kobiety i dzieci powinniśmy oszczędzić”.

Nawiasem mówiąc, przedstawiona w książce analiza pacyfikacji, a raczej znaków zapytania i wątpliwości narosłych wokół niej, do złudzenia pod względem metodologicznym przypomina te prace ukraińskich autorów (np. Wołodymyra Wjatrowycza), w których broni się Ukraińską Powstańczą Armię przed zarzutem dokonania zbrodni wołyńskiej poprzez przypisanie jej „przebranym Sowietom”, „zdesperowanych okolicznym chłopom”, „siekiernikom” itp.

Nie muszę dodawać, że taka „rekonstrukcja zdarzeń” nie ma nic wspólnego z pracą naukową i nie jest niczym innym jak niezdarną próbą zdjęcia odpowiedzialności za pacyfikację z NSZ. Mój niesmak budzi zwłaszcza chęć przypisania tej zbrodni AK-WiN i zwykłym Polakom mieszkającym po sąsiedzku z Wierzchowinami. Używając narodowej poetyki autorów, chciałoby się zapytać, to ma być obrona dobrego imienia Polski?!

Rzeczą nową i mającą faktyczną wartość naukową w tym fragmencie książki jest natomiast informacja o przyczynach klęski NSZ w Hucie. Jak piszą autorzy, kpt. Pazderski rozmawiał z przedstawicielami lokalnej siatki o „warunkach ukrycia zarekwirowanych rzeczy z Wierzchowin, ich transport spowalniał bowiem partyzancką kolumnę (...) partyzanci NSZ nie zdołali tej operacji przeprowadzić, co zapewne pośrednio wpłynęło na porażkę zgrupowania” (s. 343). Ku mojemu zdumieniu przedmiotów zabranych ofiarom pacyfikacji było tak wiele, że nawet po klęsce w Hucie oficerowie NSZ rozmawiali o „spieniężeniu uratowanych rzeczy z Wierzchowin” (s. 349).

Opisując antyukraińskie akcje NZW na Rzeszowszczyźnie, autorzy opierają się właściwie wyłącznie na książce Tomasza Berezy „Wokół Piskorowic. Przyczynek do dziejów konfliktu polsko-ukraińskiego na Zasaniu 1939–1945” (Rzeszów, 2013 r.), co należałoby pochwalić, gdyby nie wybiórczość, z jaką wyłuskują z niej fakty. Bechta i Muszyński wspominają więc o działaniach oddziału Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”, przyznając nawet, że „odznaczały się” one „przesadnym okrucieństwem wobec ludności cywilnej” (s. 392). Ale opisując wymordowanie 18 kwietnia 1945 r. około 100 Ukraińców w Piskorowicach, nie mówią już o tym, iż większość z nich zebrana w szkole miała za parę dni wyjechać na Ukrainę. Ani o tym, że „ochrona sowiecka”, której pozwolono odejść, to grupa żołnierzy NKWD na co dzień zajmująca się ściganiem polskiego podziemia. Cóż, puszczenie wolno enkawudzistów i „zajęcie się” bezbronną ludnością wymagałoby pewnie komentarza.

Co ciekawe, „Wołyniak” parę dni później chciał podobną masakrę zgotować grekokatolickiej ludności Cieplic, lecz zaprotestował przeciwko temu tamtejszy komendant placówki poakowskiego podziemia Józef Materna. Dopiero w obliczu jego zdecydowanego sprzeciwu narodowcy zrezygnowali z „oczyszczenia wsi”. Ta różnica w zachowaniu „Wołyniaka” i Materny dobrze pokazuje odmienność wizji państwa polskiego członków narodowego i poakowskiego podziemia.

Wielkim nieobecnym w „Przeciwko »pax sovietica«” są obywatele polscy pochodzenia żydowskiego. Jeśli znajdujemy już jakieś wzmianki na ten temat, to mówią one najczęściej o ratowaniu Żydów przez członków podziemia narodowego. Skrzętne wymienianie takich przypadków w różnych miejscach pracy wywołuje wrażenie powszechności udzielanego wsparcia, z czym koresponduje ocena autorów, iż stosunek narodowców do mniejszości narodowych jest we współczesnej literaturze przedmiotu „mitologizowany i pełen nadinterpretacji” (s. 164). I tylko czytając na s. 40 tezy programowe Hufców Polskich (podziemnego skautingu rywalizującego z Szarymi Szeregami), możemy się dowiedzieć, że jedna z nich mówiła: „Harcerstwo nie przyjmuje do swych szeregów nie-Polaków – przede wszystkim Żydów – jest organizacją polską”.

W książce nie znajdziemy informacji o zabójstwach Żydów dokonywanych przez oddziały NZW. A mówią o nich między innymi materiały IPN, do których autorzy mieli obowiązek dotrzeć. Jak wynika z jednego z nich, 31 marca 1945 r. grupa NZW Bronisława Gliniaka „Radwana” (część jej członków przeszła później do oddziału „Wołyniaka”) zamordowała w Kańczudze powiat Przeworsk sześcioro Żydów, m.in. Hane Reitzfeld, Pine Kriger i jej siostrę Berkę. Nic nie wskazuje, by zabici mieli cokolwiek wspólnego z władzami. Nie był to też jedyny tego typu wypadek dokonany przez podziemie narodowe – zapewne ofiarami napadów w lubelsko-rzeszowskim okręgu NZW padło w tym czasie kilkudziesięciu Żydów. Co ciekawe, Bechta i Muszyński cytują dokument, który pośrednio potwierdza planowy charakter takich działań. 26 października 1945 r. rzeszowscy narodowcy wydali bowiem rozkaz o likwidacji grup dywersyjnych, gdzie czytamy: „Zakazuje się prowadzenia wszelkiej akcji przeciwko Żydom, Ukraińcom, czy bolszewikom, z wyjątkiem samoobrony” (s. 396).

Warto się wczytać w te słowa. Zakaz „prowadzenia akcji” oznacza przecież, że jakieś zorganizowane działania prowadzono. Mówi się też w rozkazie o wszystkich Żydach i Ukraińcach, a nie o komunistach i nacjonalistach. Wreszcie uderza kolejność wymienionych „wrogów ojczyzny”: bolszewicy zostali umieszczeni na trzecim miejscu, co być może tłumaczy, dlaczego enkawudzistów w Piskorowicach puszczono wolno…

By nie było wątpliwości: przez NZW przeszły tysiące żołnierzy i znacznej większości z nich nie można postawić zarzutu uczestniczenia w zbrodni. Ich desperacka, lecz zorganizowana walka o wolność przeciwko komunizmowi z pewnością zasługuje na szacunek (nawet tych, którzy mają wątpliwości co do sensu kontynuowania wówczas zbrojnego oporu). W zbrodniach na mniejszościach narodowych uczestniczyło kilka oddziałów NZW, liczących raptem kilkuset ludzi.

Jednak aby w pełni ocenić historię tej formacji, należy pokazać o niej pełną prawdę.

Bechta i Muszyński upierają się, jakoby podziemiu NZW chodziło jedynie o ukaranie tych, którzy „w sposób czynny szkodzili Polsce i narodowi polskiemu. Chodziło więc nie o zadeklarowanie nacjonalistycznej ideologii, ale o ukaranie zdrajców lub zbrodniarzy” (s. 165). Ale opisane fakty mordów przeczą tej tezie. Te działania, zwłaszcza w lubelsko-rzeszowskim obszarze NZW, wydają się nie odosobnionymi wybrykami poszczególnych dowódców, lecz próbami realizacji endeckiego programu politycznego.

Autorzy monografii w uprawianej na co dzień publicystyce chętnie deklarują swoje przywiązanie do prawdy. Nie będzie więc czymś wygórowanym zgłoszenie oczekiwania, aby byli wierni głoszonym deklaracjom i przestali zamykać oczy na fakty. Inaczej można jeszcze pomyśleć, że chodzi im nie o prawdę, ale o „prawdę narodową”.

***

Mariusz Bechta, Wojciech J. Muszyński, Przeciwko »pax sovietica«. Narodowe Zjednoczenie Wojskowe i struktury polityczne ruchu narodowego wobec reżimu komunistycznego 1944–1956, Wydawnictwo IPN, Warszawa 2017, s. 599.

***

Autor jest historykiem i politologiem, pracownikiem ISP PAN. Ostatnio wydał „Wołyń ’43”. W latach 2011–16 był członkiem rady IPN wybranym przez Senat RP.

Polityka 43.2017 (3133) z dnia 24.10.2017; Historia; s. 46
Oryginalny tytuł tekstu: "Prawda niepełna"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną