Przez Atlantyk na wariata
Bracia Adamowiczowie: pierwsi Polacy, którzy przelecieli Atlantyk
Przylot braci Adamowiczów do Warszawy był czymś wyjątkowym, zaś ich emigracja do Ameryki – w owych czasach niczym niezwykłym. Bolesław i Józef znaleźli się w USA w 1911 r.; namówił ich najstarszy brat Bronisław, który w 1904 r. uciekł za ocean z rodzimej Wileńszczyzny przed poborem do carskiego wojska. Z domu nie wygoniła ich bieda, ojciec miał gospodarstwo rolne w Janowszczyźnie, gdzie zatrudniał „dwóch parobków i dwie dziewki, pastucha i małego pastuszka” – jak wspominał Bolesław w książce „Przez Atlantyk” wydanej w 1934 r.
Zamieszkali na Brooklynie i prowadzili typowe życie robotników. Obaj zgłosili się do cukrowni, w której pracował Bronisław. Józefa zatrudniono z marszu, ale najmłodszego uznano „za nieco zbyt małego”. Bolesław znalazł robotę gdzie indziej – najpierw w fabryce sprężyn do łóżek, potem w mydlarni. Tam dostał „pierwszą paidę” – 5 dol. za tydzień. Te pierwsze lata w Ameryce Bolesław wspominał jako doskonałe czasy. W weekendy chodzili do polskiego kościoła, potem wsiadali na rowery i jechali za miasto, wieczorem udawali się na zabawy do parków. W 1918 r. Adamowiczowie założyli własny biznes. Kupili nowoczesną maszynę (Józef specjalnie pojechał po nią do Czechosłowacji) do „fabrykacji wody owocowej” i zaczęli używać nowoczesnych metalowych kapsli. Wtedy „to już wszyscy chcieli naszej wody, bo (…) miała tyle gazu, że aż w nosach kręciło przy piciu”. Zarabiali na tyle dobrze, że tuż obok fabryczki postawili czteropiętrowy dom z kilkunastoma mieszkaniami do wynajęcia.
Nie może być Polak gorszy
Pewnego popołudnia w 1928 r. Bolesław i Józef wybrali się do znajomego, by zjeść wspólny obiad, a potem obejrzeć mecz baseballu. Obiad zjedli, ale meczu nie zobaczyli, bo w drodze na stadion natrafili na stojący w polu samolot, otoczony grupką ciekawskich.