Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Przez Atlantyk na wariata

Bracia Adamowiczowie: pierwsi Polacy, którzy przelecieli Atlantyk

Bolesław (niższy) i Józef Adamowiczowie przed samolotem „Olympia”, 1933 r. Bolesław (niższy) i Józef Adamowiczowie przed samolotem „Olympia”, 1933 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Latem 1934 r. na Okęciu tysiące warszawiaków witały Bolesława i Józefa Adamowiczów, którzy jako pierwsi Polacy przelecieli nad Atlantykiem. Fetowano ich huczniej niż zwycięzców międzynarodowego wyścigu lotniczego Challenge, Żwirkę i Wigurę.
Przejazd braci Adamowiczów wśród wiwatujących na ich cześć warszawiaków, 1934 r.Narodowe Archiwum Cyfrowe Przejazd braci Adamowiczów wśród wiwatujących na ich cześć warszawiaków, 1934 r.

Przylot braci Adamowiczów do Warszawy był czymś wyjątkowym, zaś ich emigracja do Ameryki – w owych czasach niczym niezwykłym. Bolesław i Józef znaleźli się w USA w 1911 r.; namówił ich najstarszy brat Bronisław, który w 1904 r. uciekł za ocean z rodzimej Wileńszczyzny przed poborem do carskiego wojska. Z domu nie wygoniła ich bieda, ojciec miał gospodarstwo rolne w Janowszczyźnie, gdzie zatrudniał „dwóch parobków i dwie dziewki, pastucha i małego pastuszka” – jak wspominał Bolesław w książce „Przez Atlantyk” wydanej w 1934 r.

Zamieszkali na Brooklynie i prowadzili typowe życie robotników. Obaj zgłosili się do cukrowni, w której pracował Bronisław. Józefa zatrudniono z marszu, ale najmłodszego uznano „za nieco zbyt małego”. Bolesław znalazł robotę gdzie indziej – najpierw w fabryce sprężyn do łóżek, potem w mydlarni. Tam dostał „pierwszą paidę” – 5 dol. za tydzień. Te pierwsze lata w Ameryce Bolesław wspominał jako doskonałe czasy. W weekendy chodzili do polskiego kościoła, potem wsiadali na rowery i jechali za miasto, wieczorem udawali się na zabawy do parków. W 1918 r. Adamowiczowie założyli własny biznes. Kupili nowoczesną maszynę (Józef specjalnie pojechał po nią do Czechosłowacji) do „fabrykacji wody owocowej” i zaczęli używać nowoczesnych metalowych kapsli. Wtedy „to już wszyscy chcieli naszej wody, bo (…) miała tyle gazu, że aż w nosach kręciło przy piciu”. Zarabiali na tyle dobrze, że tuż obok fabryczki postawili czteropiętrowy dom z kilkunastoma mieszkaniami do wynajęcia.

Nie może być Polak gorszy

Pewnego popołudnia w 1928 r. Bolesław i Józef wybrali się do znajomego, by zjeść wspólny obiad, a potem obejrzeć mecz baseballu. Obiad zjedli, ale meczu nie zobaczyli, bo w drodze na stadion natrafili na stojący w polu samolot, otoczony grupką ciekawskich.

Polityka 39.2018 (3179) z dnia 25.09.2018; Historia; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Przez Atlantyk na wariata"
Reklama