Zdjęcia chodzone, tzw. ulicówki, to była jego domena. Na fotografiach prawdopodobnie uchwycił każdego, kto w latach 1935–38 chadzał ul. Kilińskiego, przy której miał zakład. Ustawiał się po cienistej stronie ulicy i „łapał” spacerowiczów: dokazujących gimnazjalistów, matrony z przychówkiem, urzędników spieszących na ważne spotkania, wyglansowanych wojskowych. Biedoty nie fotografował, bo nie kupiłaby zdjęć, które potem jako stykówki wywieszał w swojej witrynie. Czasami tylko na drugim planie utknęła babina w chustce lub robotnicy naprawiający mur.
Przeważnie była niedziela, ludzie szli ładnie ubrani. Zachwyca ta przedwojenna elegancja. Nie wiadomo, czy to idą Polacy czy Żydzi. Białystok był miastem fabrycznym, mieszkali tu raczej nieortodoksyjni starozakonni. Chociaż czasami widać, że to Polacy, bo niosą w rękach zwiniętą gazetę – „Falangę”.
Po ponad 70 latach niektórzy zaczęli robić porównania. Fotografują współczesnych białostoczan w tych samych co Augustis miejscach: w parku na Plantach, przy kościele farnym, na bulwarach nad Białą. Ale to zupełnie inne miasto.
Wyrwy
Mieszka w nim teraz może kilka procent potomków przedwojennych białostoczan. Żydów nie ma w ogóle. W międzywojniu stanowili połowę (według spisu z 1921 r. dokładnie 48,7 proc.) Mieszkańcom Chicago wydawało się wtedy, że Białystok to największe polskie miasto, bo przyjeżdżało stamtąd najwięcej emigrantów, głównie Żydów. Na początku XX w. Żydzi zasiadali we władzach Białegostoku, wydawali najwięcej gazet, mieli teatry, kluby sportowe, najbardziej wziętych fotografów. W przełomowym 1919 r. część z nich postulowała utworzenie Wolnego Miasta Białegostoku, ponieważ w polskie państwo nie wierzyli. W rosyjskojęzycznym „Gołosie Biełostoka” skarżyli się, że mają dość ciągłych przemarszów wojsk, przechodzenia z rąk do rąk, zmian granic.