Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Historia

Jak katastrofa smoleńska podzieliła polskie społeczeństwo

Warszawa, 11 kwietnia 2010. Znicze, rysunki i kwiaty składane przed Pałacem Prezydenckim drugiego dnia żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej. Warszawa, 11 kwietnia 2010. Znicze, rysunki i kwiaty składane przed Pałacem Prezydenckim drugiego dnia żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej. Fot. Wawrzyniec Skoczylas / Narodowe Archiwum Cyfrowe
Tragedia smoleńska naznaczyła Polskę. Polaryzacja polityczna, służąca dotąd prostej walce o władzę, przeniosła się coraz mocniej na społeczeństwo – jak gdyby naturalnie dzieliło się ono na „winnych” i „ofiary”.

70. rocznicy zbrodni katyńskiej nie udało się obchodzić wspólnie, w imieniu całego kraju i społeczeństwa. W kwietniu 2010 r. do Katynia poleciały dwie delegacje – pierwsza z premierem Donaldem Tuskiem, druga z prezydentem Lechem Kaczyńskim. 10 kwietnia prezydent wraz z 95 osobami towarzyszącymi zginął podczas lądowania. Odtąd kreowana przez polityków polaryzacja Polski zyskała symbol: śmierć 96 wybitnych przedstawicieli Rzeczpospolitej to „ofiary krzywdzonej strony”.

Tragedia smoleńska naznaczyła Polskę. Polaryzacja polityczna, służąca dotąd prostej walce o władzę, przeniosła się coraz mocniej na społeczeństwo – jak gdyby naturalnie dzieliło się ono na „winnych” i „ofiary”. Łatwiej jest zaprowadzać porządek w imieniu ofiar. Państwo stało się zakładnikiem partykularnej ideologizacji – i historii, i współczesności – która utrzymywana jest w cieniu Smoleńska.

Jerzy Bahr (ambasador RP w Rosji):

O zamiarach prezydenta [Lecha Kaczyńskiego] dowiedziałem się oficjalnie na początku marca. Jego kancelaria przysłała mi pismo, że prezydent chce wziąć udział w uroczystościach katyńskich. Daty przyjazdu nie określono. Ale wcześniejsza wypowiedź pana prezydenta („Mam nadzieję, że wizę dostanę”) zapowiadała kolejne rozgrywki: między dwoma krajami i naszą, międzypolską. Słuchałem tego z niesmakiem. Dla mnie dwie uroczystości katyńskie najwyższych reprezentantów państwa w tak krótkim czasie były obrazą Rzeczpospolitej. Pokazywały naszą niezdolność do pochylenia się nad wspólną mogiłą – razem.

Moskwa, marzec 2010 r.

[Teresa Torańska, „Smoleńsk”, Warszawa 2013]

Bożena Mikke (żona Stanisława Wojciecha Mikke, wiceprzewodniczącego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa):

Mąż miał do wyboru – lecieć 7 kwietnia z premierem albo 10 kwietnia z prezydentem. (...) Nie mogę tego pojąć. Po co były te dwie wizyty! (...) Sam podjął decyzję, że dziesiątego. Kiedy w telewizji pokazano zdjęcia wraku, od razu wiedziałam, że nikt nie ocalał.

Warszawa, 10 kwietnia 2010 r.

[Teresa Torańska, „Smoleńsk”, Warszawa 2013 r.]

Z artykułu w „Gazecie Wyborczej”:

Skala katastrofy lotniczej w Smoleńsku przekracza wyobraźnię. Zginęli: prezydent, dwóch wicemarszałków Sejmu, wicemarszałek Senatu, prezes NBP, rzecznik praw obywatelskich, ministrowie z Kancelarii Prezydenta, parlamentarzyści. (...) Zginęli szefowie wszystkich rodzajów sił zbrojnych.

Warszawa, 10 kwietnia 2010 r.

[Renata Grochal, Agnieszka Kublik, Wojciech Szacki, Bogdan Wróblewski, Państwo będzie funkcjonowało, „Gazeta Wyborcza”, wydanie specjalne z 10 kwietnia 2010 r.]

Maciej Gdula (socjolog, publicysta):

Podobno w ten weekend wszyscy byliśmy razem. Jest w tym wiele racji, bo wielu z nas przeżywało katastrofę pod Smoleńskiem, ale powtarzanie, że jesteśmy razem, solidarni i zjednoczeni, służy też zakryciu ważnej prawdy, że już w sobotę i niedzielę pojawiły się odmienne sposoby celebrowania żałoby narodowej. (...) Pierwsi żałobnicy opłakiwali prezydenta, który poległ w Katyniu. (...) Drudzy żałobnicy opłakiwali prezydenta i polskich oficjeli, którzy zginęli pod Smoleńskiem. (...) Obok powtarzanego bez przerwy sformułowania: „Brak słów”, cały czas trwała rozmowa na temat bólu, wspomnień i tego, czego możemy nauczyć się z tragedii. (...)

Ulica miała swój własny rytm przeżywania śmierci w roztrzaskanym samolocie. Nie było podniosłego nastroju i łez „zwykłych ludzi” widzianych w telewizorze. Była natomiast presja, by zająć dobre miejsce przy przejeździe konduktu z trumną prezydenta, a potem jak najszybciej się rozejść. Ludzie nie byli dla siebie szczególnie mili i wcale nie miałem poczucia solidarności. (...)

Żałoby po katastrofie pod Smoleńskiem uzmysławiają, że śmierć jest podstawowym kodem, w jakim Polacy rozumieją swoją wspólnotę narodową. Wobec śmierci są blisko siebie, nawet jeśli nie mają do tego przekonania. Śmierć przeżywamy wspólnie, ale nie mamy kodów, które pozwoliłyby nam razem żyć.

Warszawa, 13 kwietnia 2010 r.

[Maciej Gdula, „Trzy żałoby”, w: „Żałoba”, Warszawa 2010]

Krzysztof Nawratek (architekt, publicysta):

Polacy nie zbudowali instytucji, którym mogliby zaufać, nie zbudowali wspólnoty. Ponieważ jednak ludzie są istotami społecznymi, potrzeba dzielenia emocji, potrzeba „bycia razem” od czasu do czasu się ujawnia. Wystarczy tylko impuls – najlepiej jakaś tragedia. (...)

Wydaje się dziś pewne, że rządzić Polakami, to manipulować ich emocjami. Wystarczy zarządzać ich histerią. Co gorsze jednak, alternatywą dla histerii jest cynizm („Nie płakałem po papieżu”, „Nie płakałem po Kaczyńskim”). Cynizm to zrozumiała reakcja obronna, lecz ta obrona zabija w nas człowieczeństwo.

Warszawa, 14 kwietnia 2010 r.

[Krzysztof Nawratek, „Poza histerię, poza cynizm”, w: „Żałoba”, Warszawa 2010]

Łukasz Warzecha (publicysta):

Wkrótce po 10 kwietnia podział stał się oczywisty: po jednej stronie sztuczna przyjaźń polsko-rosyjska, zapewnienia, że ze śledztwem wszystko jest świetnie, przy jednoczesnym braku informacji, konkretów i coraz większych wątpliwościach; po drugiej przekonanie, że rząd nie chce wyjaśnienia, nie chce prawdy, boi się jej, a krzyż jest dla Platformy rodzajem wyrzutu sumienia. (...) Krzyż na Krakowskim Przedmieściu stał się symbolicznym centrum sprzeciwu wobec polityki rządzącej partii i nowo wybranego prezydenta [Bronisława Komorowskiego].

Warszawa, 13 lipca 2010 r.

[Łukasz Warzecha, „Wojna o krzyż”, wPolityce.pl]

Z reportażu w „Gazecie Polskiej”:

„Jest krzyż, jest impreza!” – wrzeszczą i dołączają do tłumku podobnych do siebie, podchmielonych lub naćpanych gapiów, przemieszanych ze zwykłymi spacerowiczami i turystami, czasem dziennikarzami. (...) Człowiek wyglądający na 40 lat wpada pomiędzy modlących się, rozpychając łokciami starsze kobiety. Krzyczy na całe gardło: „Wypier... z tym krzyżem stąd, ale już, zabieramy go!!!”. Tabun równie pijanych ludzi za nim wyje z radości i bije brawo.

Warszawa, 10 sierpnia 2010

[Michał Stróżyk, „Szantażysta Piesiewicza atakuje krzyż”, „Gazeta Polska” nr 32/2010]

Tomasz Sakiewicz (redaktor naczelny „Gazety Polskiej”):

Katastrofa sprzed roku postawiła na ostrzu noża sprawę dalszego kierunku rozwoju kraju. Pogodzenie się ze śmiercią elity narodu, która w większości reprezentowała kierunek zmian, spowodowałoby, że Polska pozostanie państwem zarządzanym przez wąskie grupy interesów, mające często umocowanie poza granicami, szczególnie w Moskwie. Miliony ludzi uczestniczących w żałobie narodowej płakały nie tylko po swoim prezydencie, ale też chciały dać wyraz temu, że proponowana Polska im się nie podoba. (...) Chcemy prawdziwego wyjaśnienia, jak zginął nasz Prezydent, ukarania winnych, uczczenia poległych. Chcemy też innej Polski – suwerennej i dającej wszystkim obywatelom równe szanse. Polska posmoleńska została tak właśnie podzielona: na tych, którzy tego chcą i na tych, którym te postulaty są obojętne albo wrogie.

Warszawa, 6 kwietnia 2011 r.

[Tomasz Sakiewicz, Polska posmoleńska, „Gazeta Polska” nr 14/2011]

Jarosław Kurski (zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”):

Największa narodowa tragedia po 1989 roku tylko na moment połączyła Polaków. (...) Jedność pierwszych dni zamieniono w spektakl wykluczania z polskości, a z krzyża uczyniono symbol podziału społeczeństwa i Kościoła. Comiesięczne manifestacje z pochodniami były nie tyle pielęgnowaniem pamięci ofiar, ile polityczną kampanią delegitymizacji demokratycznie wybranego prezydenta, którego lżono i oskarżano o współudział w zbrodni.

Warszawa, 9 kwietnia 2011

[Jarosław Kurski, W rocznicę katastrofy składamy hołd ofiarom. Wszystkim, „Gazeta Wyborcza” nr 83/ 2011]

Wiesław Władyka (publicysta, historyk) w „Polityce”:

Nie chodzi o niekwestionowany rozmiar smoleńskiej tragedii, ale o jej dalekosiężne skutki. O to, że podzieliła Polskę głęboko i zdaje się na kilka pokoleń, że zdewastowała jakiekolwiek nadzieje na zbudowanie integralnej wspólnoty demokratycznej, opartej na aprobowaniu i przyjmowaniu do wiadomości zarówno różnic i odmienności, jak i reguł gry oraz rywalizacji. Polska weszła w stan swoistej wojny domowej, nieprzypominającej w swojej skali i temperaturze wcześniejszych.

Warszawa, 10 kwietnia 2013 r.

[„Polityka” nr 15/2013]

Opracowanie: Marta Markowska (Ośrodek KARTA), współpraca: Przemysław Bogusz, Milena Chodoła, Mariusz Fiłon, Amadeusz Kazanowski, Wojciech Rodak, Adam Safaryjski, Małgorzata Sopyło (zespół „Nieskończenie Niepodległej”).

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną