Powojenne rządy PPR, a następnie PZPR nigdy nie miały demokratycznej legitymacji. Podobnie jak w ZSRR i innych krajach socjalistycznych, w PRL regularnie organizowano co prawda wybory do organów władzy przedstawicielskiej (do Sejmu i rad narodowych), które nie miały jednak wiele wspólnego z demokratycznymi procedurami wyłaniania reprezentacji. Swoistym paradoksem państw bloku wschodniego pozostawał fakt, iż imitowały one jedną z podstawowych procedur życia politycznego zachodnich demokracji liberalnych, w stosunku do których stały w opozycji.
„Jak uczy doświadczenie – stwierdził 11 stycznia 1957 r. w rozmowie z chińskim premierem Zhou Enlaiem Władysław Gomułka – komuniści w żadnym kraju nie zdobyli władzy państwowej na drodze wyborów parlamentarnych, tym bardziej więc nikt nie może liczyć na to, że na tej drodze można ich od władzy odsunąć”. Pierwszy sekretarz KC PZPR doskonale wiedział, co mówi. Mógł odwołać się przy tym do własnych doświadczeń. Jako sekretarz generalny PPR nadzorował przygotowania i przebieg tzw. referendum ludowego z czerwca 1946 r. oraz wyborów do Sejmu Ustawodawczego ze stycznia 1947 r. Podczas poprzedzających je kampanii wyborczych dokonano brutalnej rozprawy z działającą jeszcze legalnie opozycją – Polskim Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Pracy, zaś wyniki obu głosowań sfałszowano.
Kolejne wybory odbyły się w październiku 1952 r., trzy miesiące po uchwaleniu nowej, „ludowej” konstytucji. Po raz pierwszy wyłoniono wówczas Sejm PRL. Wyboru posłów nie dokonali jednak ludzie przy urnach. Było to bodaj najbardziej kuriozalne głosowanie spośród wszystkich przeprowadzonych w Polsce pod rządami PZPR: o 425 mandatów poselskich ubiegało się dokładnie tylu kandydatów. Dla obywateli aż po 1985 r.