Ostatni, ekscentryczni i populistyczni przywódcy Wenezueli, Hugo Chávez czy Nicolás Maduro, nie stanowią wyjątku w liczącej już ponad 200 lat historii tego kraju. Na początku XX w. awanturnicza polityka ówczesnego prezydenta Cipriano Castro doprowadziła do interwencji militarnej mocarstw i redefinicji amerykańskiej polityki wobec państw regionu.
Podobnie jak większość krajów latynoskich Wenezuelę przełomu XIX i XX w. cechował niestabilny system polityczny. Regularnie dochodziło w niej do zamachów stanu i wojen domowych. W wyniku jednej z nich w 1899 r. władzę objął – jako pierwszy człowiek spoza stolicy – Cipriano Castro. Pomogła mu w tym prywatna armia, którą sfinansował z dochodów z nielegalnego handlu bydłem. Zajmował się nim w Kolumbii, gdzie przebywał na emigracji siedem lat po… nieudanym zamachu stanu. Sukces Castro nie uspokoił sytuacji w kraju, do jesieni 1902 r. wciąż trwała wojna domowa, a mordy polityczne, przemoc, korupcja i grabież były na porządku dziennym.
W rezultacie tych perturbacji znaczne straty ponieśli zagraniczni przedsiębiorcy działający w Wenezueli, m.in. Brytyjczycy i Niemcy. Poza tym, odwołujący się do nacjonalistycznych resentymentów i szermujący hasłem ograniczenia wpływów obcego kapitału, „lew Andów” – jak zwano Castro – zawiesił spłatę długów zagranicznych. Argumentował to drastycznym spadkiem dochodów budżetowych, opartych głównie na zyskach z eksportu kawy. Rzeczywiście, w latach 1895–1900 cena tego surowca na rynkach międzynarodowych spadła o 2/3.
Niczego nie przyniosła trwająca miesiącami wymiana not dyplomatycznych pomiędzy Caracas a stolicami państw-wierzycieli. Co więcej, z tych ostatnich Castro kpił w buńczucznych przemówieniach, prowokując je i narażając na szwank ich wizerunek.