Rankiem 16 września 1938 r. w biurze szefa gabinetu niemieckiego ministra spraw zagranicznych rozległ się dzwonek telefonu. Erich Kordt podniósł słuchawkę. Dzwonił jego brat Theo z ambasady Rzeszy w Londynie. Relacjonował powitanie brytyjskiego premiera, które obserwował dzień wcześniej na lotnisku Heston. Mówił o tłumach Anglików entuzjastycznie witających szefa rządu, chociaż powracał on z upokarzającej wyprawy do alpejskiej rezydencji Hitlera w Berchtesgaden, gdzie za wszelką cenę starał się zapobiec wybuchowi wojny.