„Jeszcze niedawno historycy pełnili funkcje premiera, prezydenta i marszałka Sejmu, a i dziś premier jest historykiem” – zwrócił się do zebranych Jarosław Gowin. „Szkoda, że niedouczonym” szeptano w kuluarach. Bo minister ostatnio zasugerował, że badania historyczne nad Zagładą Żydów powinny toczyć się w zgodzie z polską „racją stanu”, czyli – jak możemy się domyślać – pod dyktando formacji rządzącej. W podobnym duchu mówił prezydent Andrzej Duda, który przeciwstawił „kosmopolityczną ideologię” lat 90., kiedy rzekomo nie chciano mówić o państwach narodowych, dzisiejszej polityce historycznej, która odniosła wielki sukces w propagowaniu historii. „Wizyta prezydenta – uważa prof. Rafał Stobiecki (Uniwersytet Łódzki) – zwyczajowego patrona zjazdu, wyraźnie podzieliła środowisko”. Z buczeniem się nie spotkał, ale z owacjami na stojąco również nie. Niewielka część audytorium z premedytacją opuściła salę.
Obie strony sporu dostrzegają „potęgę historii” – tak zatytułował swój inauguracyjny wykład prof. Jan Pomorski (UMCS). „Partyjno-rządowa” kładzie jednak nacisk na „jak najszersze propagowanie naszej prawdy” (Andrzej Duda). Druga takiego podejścia się boi, pamiętając manipulację historią w Polsce Ludowej i epitet „partyjny historyk”.
Koniec pierwszej wojny…
Organizatorzy robili wszystko, żeby zjazd nie stał się areną sporu politycznego. Jednak co najmniej dwukrotnie wypłynął temat polityki historycznej. Przede wszystkim w referacie prof. Andrzeja Paczkowskiego (ISP PAN) „»Druga wojna o przeszłość«. Rola przeszłości w polityce okresu transformacji”. W PRL mieliśmy pierwszą wojnę o pamięć, teraz jesteśmy świadkami drugiej.