Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Dlaczego dramat „Wujka” wciąż obrasta legendą

Do pacyfikacji kopalni „Wujek” doszło 16 grudnia 1981 r. Do pacyfikacji kopalni „Wujek” doszło 16 grudnia 1981 r. Marek Kuwak / Forum
Do strzelania w górników żaden się nie przyznał. Skazanie Romana S., ostatniego nieosądzonego funkcjonariusza plutonu specjalnego ZOMO, kończy sądową odsłonę dramatu „Wujka”. Ale pytania o tamte zdarzenia nadal gnębią i nie mają odpowiedzi.

Słuchajcie, to ja mówię, zastrzelony Polak
Zabrano mi me życie i mój hełm górniczy…*

Kalendarz zadbał o symboliczną scenerię. W piątek 13 grudnia został skazany Roman S., ostatni nieosądzony dotąd w poprzednich procesach funkcjonariusz plutonu specjalnego ZOMO. Oddziału, który 38 lat temu, mniej więcej koło południa, otworzył ogień do strajkujących górników kopalni „Wujek”. Na miejscu zdarzenia, lub w wyniku odniesionych tam ran, zginęło dziewięciu zwyczajnych, prostych hajerów. Najstarszy, Józek Czekalski, miał za sobą 24 lata pracy i liczył dni do górniczej emerytury. Najmłodszy, 19-letni Jasiek Stawisiński... liczył. Liczył jeszcze na wszystko.

Czytaj także: Wujek – teorie spiskowe i prawdziwe

Sądowa odsłona dramatu „Wujka”

Sam Roman S. miał wówczas 24 lata – tyle, ile Józek Czekalski przepracował pod ziemią. W 1989 r. wyjechał z rodziną do Niemiec, zmienił obywatelstwo i przyjął nazwisko żony. Chciał, żeby tamto ZDARZENIE go nie dopadło. Ale dopadło – w maju tego roku, na chorwackim wybrzeżu, w samym środku wakacji. Europejski nakaz aresztowania nie uznał tych okoliczności za łagodzące i w rezultacie Roman S. dostał trzy i pół roku więzienia. Prosił o uniewinnienie, bo nigdy nie użył broni skierowanej lufą do człowieka. Nie strzelał nawet w powietrze. To było po prostu ZDARZENIE.

Podobnie bronili się jego koledzy z plutonu antyterrorystycznego, osądzeni wcześniej. Do strzelania w górników żaden się nie przyznał. Skazanie Romana S. kończy sądową odsłonę dramatu „Wujka”, choć niewątpliwie należy się liczyć z apelacją tego.

Reklama