W amerykańskiej bazie lotniczej Torrejón de Ardoz niedaleko Madrytu 21 grudnia 1959 r. zebrała się cała hiszpańska elita władzy z 67-letnim gen. Francisco Franco Bahamonte na czele. O godz. 16.30 miał tam wylądować Air Force One z prezydentem USA Dwightem Eisenhowerem. Była to pierwsza wizyta amerykańskiego prezydenta w historii Hiszpanii i pierwsze spotkanie generała Franco z głową obcego państwa od czasu jego narady z Hitlerem na granicznej stacji kolejowej w Hendaye w październiku 1940 r.
Gdy Eisenhower lądował w Torrejón de Ardoz, Hiszpania była od ponad 20 lat dyktaturą uważaną przez wielu za ostatnie faszystowskie państwo w Europie. Zwycięstwo frankistów w wojnie domowej w marcu 1939 r. oddało władzę w ręce generałów, kościelnych hierarchów i członków partii Hiszpańska Falanga pod przewodnictwem Franco – jedynej legalnej siły politycznej w kraju. W 1944 r. Hiszpania została obłożona amerykańskimi i brytyjskimi sankcjami, a w 1946 r. potępiona przez ONZ i wykluczona z planu Marshalla. Stosunki dyplomatyczne z nielicznymi państwami wznowiła dopiero w 1950 r. Pięć lat później pozwolono jej wstąpić do ONZ, ale na międzynarodowym forum wciąż była traktowana jak parias.
Wiele amerykańskich autorytetów przestrzegało Eisenhowera przed wizytą w Madrycie. Co prawda Stany Zjednoczone już w 1953 r. podpisały z Franco umowę pozwalającą na założenie baz wojskowych na Półwyspie Iberyjskim w zamian za pomoc finansową, jednak militarne interesy w czasie zimnej wojny nie musiały oznaczać publicznego poparcia dla dyktatury. Wskazywano też na prześladowania mieszkających w Hiszpanii protestantów, którym reżim odmawiał prawa do praktyk religijnych.
Mimo to prezydent zdecydował się na spotkanie z Franco. Jednym z powodów były rozpoczęte w Hiszpanii wolnorynkowe reformy gospodarcze, zainicjowane przez grupę ekonomistów związanych z organizacją Opus Dei.