Październik 1956 r. był jedynym momentem autentycznego, powszechnego poparcia dla działań partii komunistycznej w Polsce. 20 października w przemówieniu transmitowanym przez radio powracający do władzy Władysław Gomułka nie bał się mocnych, krytycznych ocen wobec okresu kultu jednostki.
Nie minął rok, gdy zaczął się odwrót od zdobyczy Października. Samorząd robotniczy w ciągu roku stał się fikcją. Dorobek Rady Ekonomicznej – zespołu ekspertów, który miał doradzać rządowi – został zignorowany przez partyjnych doktrynerów. Stosunki z Kościołem zaogniła po kilku latach sprawa religii w szkołach i obchodów Millenium. Jedyne trwałe zmiany dotyczyły stosunków gospodarczych z ZSRR i częściowej rehabilitacji środowiska AK. Być może poczucie tego odwrotu znajdowało odzwierciedlenie w dowcipie, jaki w kilka lat po październikowym VIII Plenum KC PZPR krążył w Warszawie: Co zmieniło się po Październiku? – Tylko Gomułka!
Nie dziwi więc fakt, że aparat partyjno-państwowy nie był zainteresowany w fetowaniu dziesiątej rocznicy Października. Takie okazje wymagają refleksji, bilansu dokonań, który nie wypadał najlepiej. Mieczysław Rakowski, redaktor naczelny „Polityki”, napisał co prawda okolicznościowy artykuł, ale w swoich dziennikach wspomniał później, ilu istotnych tematów nie poruszył. „Nie napisałem ani jednego słowa, że znowu decydujący głos należy do tępych aparatczyków (...), że władza centralna decyduje o najmniejszym g..., że potworzyły się koterie i grupy (...), że cenzura znowu szaleje (...). Słowem, nie napisałem o wszystkich tych sprawach, które dają podstawę do wysunięcia wniosku, że idee Października zostały zaprzepaszczone, że nastąpił zastój, że nie chce się po prostu ulepszać systemu”.
W takiej atmosferze sensacyjnie zapowiadało się zebranie zorganizowane przez Zarząd Wydziałowy Związku Młodzieży Socjalistycznej Wydziału Historycznego UW, którego tematem miał być „Rozwój kultury polskiej w ostatnim 10-leciu”. Komitet Warszawski PZPR obawiał się uczestnictwa w spotkaniu grupy studentów sympatyzujących z więzionymi Jackiem Kuroniem i Karolem Modzelewskim oraz wyrażał zaniepokojenie osobami samych prelegentów – prof. Leszka Kołakowskiego i dr. Krzysztofa Pomiana.
Informacje o przygotowywanym zebraniu pochodziły z MSW. W notatce służbowej kpt. Rapały czytamy: „W związku ze zbliżającą się rocznicą wydarzeń październikowych (...) istnieje możliwość włączenia się do tej działalności Kołakowskiego, który był sztandarową postacią elementów rewizjonistycznych”. Kołakowski, który w pierwszej połowie lat 50. był czołowym przedstawicielem wojującego marksizmu, w okresie odwilży przeszedł metamorfozę i włączył się w nurt reformatorski, kojarzony ze środowiskiem „Po prostu”. Uwagę MSW ściągnął na siebie napisanym w 1957 r. i niedopuszczonym do druku artykułem „Czym jest socjalizm?”. W ironicznej formie opisał w nim wszystkie uciążliwości systemu. W „Światopoglądzie i życiu codziennym” nie potępiając samego marksizmu domagał się możliwości indywidualnych poszukiwań, odejścia od koszarowych form kształtowania umysłów. W kolejnych dziełach twierdził już, opierając się na pracach młodego Marksa, że człowiek ma samodzielny, twórczy wkład w poznanie i zdefiniowanie rzeczywistości, a sam marksizm wcale nie musi prowadzić do roztopienia jednostki w kolektywie. Było to w istocie uzasadnienie na gruncie marksizmu możliwości istnienia wolności słowa i krytyki w państwie socjalistycznym. Rosnący autorytet naukowy, kontakty z odsuniętymi od władzy partyjnymi reformatorami oraz aktywność w Związku Literatów Polskich sprawiły, że od 1963 r. był pod stałą obserwacją. W 1965 r. w związku z procesem Kuronia i Modzelewskiego, na życzenie ich obrońców – Anieli Steinsbergowej i Jana Olszewskiego – sporządził ekspertyzę pt. „Opinia w sprawie pojęcia wiadomości”, pod którą podpisali się również prof. Maria Ossowska i prof. Tadeusz Kotarbiński. W MSW trafnie oceniano, że opinia ta „miała przekonać Sąd, że zarówno w sprawie Modzelewskiego i Kuronia, jak i w sprawie Jana Nepomucena Millera, oskarżeni sądzeni byli za przekonania polityczne, a nie za konkretną działalność”.
Organizatorem zebrania otwartego ZMS był Adam Michnik, student Wydziału Historii. Zebranie rozpoczął Kołakowski, który dokonał bilansu polityki wewnętrznej ekipy Gomułki. Stwierdził, że w niektórych dziedzinach życia publicznego sytuacja jest gorsza niż przed 1956 r., np. w odniesieniu do informacji i krytyki. „Okres poprzedzający wydarzenia październikowe był w powojennej Polsce okresem najwyższej jaka istniała swobody krytyki. Swobody, która później wskutek systemu represji, zamykania pism, zrzeszeń itd. zanikła. (...) znajdujemy się w zadziwiającej sytuacji, w której wiadomości, które każdy może usłyszeć [za] przekręceniem gałki radia, są w Polsce publikowane w tajnych biuletynach i zabronione jest ich przetwarzanie”. Kołakowski skrytykował niekompetencję i brak odpowiedzialności decydentów, ale przede wszystkim fakt, że przez dziesięć lat nie naprawiono prawa, co pozwala nadal na jego instrumentalne traktowanie. Kamieniem obrazy stało się dla Gomułki stwierdzenie, że „kraj nasz jest jednym z ostatnich w Europie, jeśli chodzi o rozmiary budownictwa mieszkaniowego, a za to pierwsze miejsce w Europie jeśli chodzi o wskaźnik śmiertelności niemowląt, że dopiero 20 lat po wojnie udało się nam przekroczyć liczbę tytułów książek przedwojenną, że produkujemy najgorsze na świecie samochody itd.”.
Kołakowski wprost mówił o społecznej atmosferze, jakże różnej od entuzjazmu Października: „(...) to co nas przygniata to jest brak perspektywy. To jest pauperyzacja duchowa. To jest brak oddechu. Brak nadziei. Poczucie stagnacji (...). Społeczne zniechęcenie, niewiara, brak nadziei związane jest z pewnością z niedotrzymaniem, z niespełnieniem tych nadziei jakie większość społeczeństwa wiązała z październikiem. Postulat odpowiedzialności władzy przed społeczeństwem. Postulat rzeczywistego wpływu społeczeństwa na sposób sprawowania władzy nie został wprowadzony w życie”.
Następny referat wygłoszony przez Pomiana dotyczył problemów ruchu młodzieżowego, a zwłaszcza sterowalności ZMS przez PZPR. Później w dyskusji Michnik i Mirosław Sawicki zgłosili projekty rezolucji domagających się zwolnienia więzionych Kuronia i Modzelewskiego. Przewodniczący zebraniu Jan Szemiński nie dopuścił jednak do głosowania wniosków, zasłaniając się względami proceduralnymi. Zebranie zakończyło się spokojnie, około godz. 21, ale sprawa zaczęła żyć w milicyjnych i partyjnych gabinetach. Michnik zapłacił za nią usunięciem na rok ze studiów, Kołakowski i Pomian – z partii. Dla filozofa sprawa mogła mieć dużo poważniejsze konsekwencje. W MSW szukano kompromitujących go materiałów. Przypomniano sobie o niedawnej rozmowie Kołakowskiego ze Zbigniewem Brzezińskim i usiłowano wmówić uczonemu, że przekazywał podczas niej jakieś kartki – co w świetle procesów o współpracę z polskimi ośrodkami na Zachodzie (sprawy Melchiora Wańkowicza, Jana Nepomucena Millera, Januarego Grzędzińskiego) groziłoby więzieniem. W tej sprawie wzywano Kołakowskiego na przesłuchanie na Rakowiecką. Tym razem, wobec braku dowodów, wystarczyło oświadczenie podejrzanego: „(...) nie wręczyłem p. Brzezińskiemu żadnego tekstu maszynowego ani rękopisu i zaprzeczam temu doniesieniu”.
Następnego dnia, 27 października, profesor został decyzją Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej usunięty z PZPR. Jako powód podano, że „Posługując się demagogią i oszczerczymi sloganami na temat panujących w Polsce stosunków, Kołakowski usiłował zdyskredytować podstawowe założenia polityki Partii i jej praktyczną działalność. Uderza zbieżność argumentacji tow. Kołakowskiego na temat rzekomo zawiedzionych nadziei społeczeństwa, stagnacji życia gospodarczego i kulturalnego oraz braku wolności demokratycznych – z trwającym od dłuższego czasu atakiem przeciw Polsce Ludowej ze strony reakcji kościelnej i innych ośrodków wstecznictwa w kraju i za granicą”.
Kołakowski odwołał się od decyzji CKKP do Biura Politycznego KC PZPR. 19 listopada wpłynął do Biura Politycznego list 15 literatów i krytyków żądających przywrócenia Kołakowskiemu praw członka PZPR. Pisali w nim: „Tow. Kołakowski, znakomity filozof marksistowski i pisarz, stał się jednym z najgłębszych i najbardziej utalentowanych w skali polskiej i międzynarodowej wyrazicieli poglądów identyfikujących socjalizm z pełną wolnością twórczą, postulujących przeto taki układ stosunków, w którym publiczna, choćby i najostrzejsza krytyka filozoficzna i społeczna różnych zjawisk rzeczywistości egzystowałaby na zasadzie praktyki dnia codziennego, nie zaś aktu wyjątkowego, skazującego krytyka na nieuchronne represje natury partyjnej bądź administracyjnej”. Poparło ich następnie pięciu kolejnych literatów. Wszyscy oni nie pomogli filozofowi, sami zaś musieli tłumaczyć się przed powołaną ad hoc komisją partyjną pod przewodnictwem Zenona Kliszki. Wskutek tych rozmów wyjaśniających Paweł Beylin, Jacek Bocheński, Tadeusz Konwicki i Wacław Zawadzki zostali usunięci z PZPR. W geście solidarności z nimi legitymacje partyjne oddała grupa znanych literatów, m.in. Igor Neverly, Roman Karst, Kazimierz i Anna Brandysowie, Julian Stryjkowski, Seweryn Pollak, Wiktor Woroszylski, Arnold Słucki, Flora Bieńkowska, Wisława Szymborska.
Środowisko naukowe zareagowało dużo powściągliwiej, ograniczając się do różnorodnych komentarzy.
Charakterystyczne opinie przytoczył jeden z donosicieli: „Na terenie PAN (instytutów humanistycznych) reakcja była dwojaka:
a) wielkie oburzenie, »szarganie świętości« (tzn. poruszenie osoby nietykalnej, wzoru moralnego itd.). Tak zareagowały przeważnie kobiety. Doszukiwano się zemsty jakichś sił w partii (rzekomo tych antyinteligenckich i antysemickich), ale nad wszystkim dominowało wielkie oburzenie typu naruszenia jakiegoś »tabu«;
b) pewne zdziwienie, ale przede wszystkim stwierdzenie braku informacji wewnątrzpartyjnej. (...) Nikt nic oficjalnie nie wiedział, wszyscy opierają się na plotkach – to wina instancji partyjnych. Występowało przy tym potępienie Komisji ideologicznej i osobiście tow. Kliszko »nie dają jasnej linii, a potem mają pretensję«;
c) utyskiwanie z pozycji absolutnego liberalizmu – »tak to jest w partii«, odrzucenie wykluczenia jako subiektywnej decyzji. To stanowisko było raczej rzadkie.
Zetknąłem się też z poszczególnymi wypadkami całkowitego poparcia tej decyzji. Mówiono o tym, że decyzja jest spóźniona, że nie tylko Kołakowski, ale szereg innych osób (np. Baczko) na wykluczenie zasługują. Nie kwestionując jego kompetencji naukowych mówiono o konieczności izolacji Kołakowskiego od studentów. Tego rodzaju głosy padały z ust członków partii, bardziej instytucjonalnie zaangażowanych”.
Sam Kołakowski – jak dowiadujemy się z kolejnej notatki służbowej MSW – już w dniu wyrzucenia go z PZPR mówił do przyjaciół, że nie wierzy w akcje zbiorowe, że należy przede wszystkim powstrzymać studentów od działań w jego obronie. Rozmówcy doradzali mu, żeby zachował ostrożność: nie kontaktował się z osobami przyjeżdżającymi z Zachodu, unikał spotkań, nie odbierał telefonów. Kołakowski nie dramatyzował i zachowywał się powściągliwie, dzieląc się swymi emocjami tylko z wąskim gronem osób. Na temat jego wyrzucenia krążyły plotki, brak było oficjalnego stanowiska partii. Pół roku później, gdy Kołakowski przebywał na urlopie, dr Bogdan Rowiński z Olsztyna spytał go publicznie o okoliczności oddania legitymacji: „To zaatakowałeś Gomułkę? Coś Ty takiego powiedział?”. Uczony odrzekł: „Powiedziałem to, o czym wszyscy wiedzą”.
Konrad Rokicki – pracownik naukowy Biura Edukacji Publicznej IPN. Współautor m.in. „Oblicza marca 1968” .