Stolica III Rzeszy skapitulowała 2 maja 1945 r. Choć walki na froncie trwały jeszcze kilka następnych dni, to był gwóźdź do trumny zbrodniczego totalitaryzmu. Tego dnia na berlińskich ulicach obok flag Armii Czerwonej zawisły też flagi biało-czerwone. To był znak zwycięstwa i obecności żołnierzy, którzy w tej wojnie walczyli najdłużej – od samego jej początku. Najsłynniejszą polską formacją, którą skierowano do szturmu Berlina, była 1. Warszawska Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Nie była jedyną, bo prócz kościuszkowców walczyli tutaj artylerzyści z 1. Samodzielnej Brygady Moździerzy i 2. Pomorskiej Brygady Artylerii Haubic oraz saperzy z 6. Warszawskiego Samodzielnego Zmotoryzowanego Batalionu Pontonowo-Mostowego. Jego żołnierz, kontradmirał Henryk Leopold Kalinowski, tak wspomina tamte chwile: „W ciągu dwóch dni walk w centrum Berlina Sowieci stracili blisko 200 czołgów! Każdy z nas musiał mieć »oczy wokół głowy«, samodzielnie myśleć, jak się bronić i nie dać się zabić. Po zlikwidowaniu gniazd oporu, z podziemi wychodziły niemieckie dzieci, siedmio-, dziesięcioletnie, czarne od pyłu, i błagały o chleb. Dawaliśmy im suchary. Nie myśleliśmy wtedy, że nasze dzieci mordowane były w Auschwitz lub na Majdanku. Mieliśmy rachunki krzywd, ale nie zdarzyło się, by któryś z polskich żołnierzy strzelał do nieuzbrojonego cywila, a tym bardziej dziecka…”.
W tym zażartym boju polscy piechurzy z 1. Dywizji wspólnie z sowieckimi czołgami nacierali wzdłuż linii: Tiergarten (stacja kolei miejskiej) – Brama Brandenburska – centrum sektora „Z” (Zitadelle). Szturm Berlina zakończył się o świcie 2 maja. Wówczas to żołnierze z polskiego 3. Pułku Piechoty w centrum miasta połączyli się z nacierającymi od wschodu czerwonoarmistami z 8.