Latem 1918 r., gdy odegrali kluczową rolę w zatrzymaniu ostatniej niemieckiej ofensywy na Paryż, było ich we Francji ponad milion (w tym 350 tys. Afroamerykanów), 120 tys. zginęło, 200 tys. zostało rannych, 75 tys. zmarło na hiszpankę. W 1919 r. amerykański korpus ekspedycyjny został rozwiązany, żołnierze w większości wrócili do Ameryki, gdzie weteranom nie zapewniono żadnych socjalnych czy edukacyjnych przywilejów. W kulturze amerykańskiej pozostała gorycz lost generation – straconego pokolenia lat 20.
Amerykański „powrót do domu” okazał się katastrofą dla Europy. Wycofanie się za Atlantyk i nieprzystąpienie USA do Ligi Narodów (która miała karać ewentualnego agresora międzynarodową interwencją) – pozbawiło stary kontynent równowagi militarnej. Francja jako „mocarstwo na kredyt” ze swymi nowymi sojusznikami z Europy Środkowo-Wschodniej nie była w stanie trzymać w szachu wielkich przegranych – rewizjonistycznych Niemiec i zrewolucjonizowanej Rosji.
Podobny scenariusz mógł się powtórzyć w 1945 r. Po lądowaniu Amerykanów w 1943 r. na Sycylii, a w 1944 r. w Normandii na kontynencie europejskim wylądowało ponad 3 mln amerykańskich żołnierzy. I niemal ćwierć miliona z nich zginęło w walkach. Wprawdzie w Teheranie, Jałcie i Poczdamie Wielka Trójka ustaliła, że tym razem nie będzie jak w 1918 r. zawieszenia broni, lecz Niemcy zostaną zajęte, okrojone, podzielone na trzy strefy okupacyjne i poddane denazyfikacji, reedukacji i demokratyzacji. A jaka będzie ich wewnętrzna konstytucja – czas pokaże. I to szybko: po Jałcie Roosevelt, Churchill i Stalin zapowiadali, że okupacja potrwa tylko około dwóch lat.
Alianci trzymali się zawczasu ustalonych stref okupacyjnych, niezależnie od tego, kto ile zajął z terytorium Rzeszy.