W piątek 11 grudnia zakładowy lekarz dał mi pięć dni zwolnienia z powodu przeziębienia. Chorować oczywiście wcale nie miałem ochoty, ale skoro już musiałem leżeć, cieszyłem się, że będę mógł poświęcić te dni na lekturę bieżących czasopism i książek, które od dłuższego czasu nie mogły „zejść z mojego warsztatu”, bo po prostu brak było czasu.
Grudzień 1970: Dzisiaj milicja użyła broni. Kto wydał rozkaz?
Wszystko wykupują ze sklepów
W pracy i w mieście tego dnia nie można było zaobserwować niczego nowego, niczego, co by świadczyło o wydarzeniach, jakie zajść miały w ciągu najbliższych dni. Nie było więc ani jakiegoś nasilenia w pogłoskach o podwyżce cen, ani szczególnie wzmożonego ruchu w sklepach, chociaż później słyszałem od kilku kobiet, że już w czwartek zaczęła się fala zakupów, która osiągnęła punkt kulminacyjny w sobotę od rana.
Oprócz pogłosek krążących po mieście od dłuższego czasu i coraz wyraźniejszych zapowiedzi przedstawicieli rządu o niezbędności zmian cen w najbliższym okresie sygnałem, że istnieje już i jest w trakcie realizacji harmonogram wprowadzenia regulacji, była niepublikowana decyzja o skróceniu spisu powszechnego i zakończeniu go ostatecznie 13 grudnia. Prasa podawała, że spis przebiega w sposób nieoczekiwanie sprawny i że wobec tego zakończy się szybciej. Dla zorientowanych było jasnym, że faktycznie jest inaczej, że prasa podaje wersję „dla mas”, że spis musi się zakończyć szybciej, aby zgodnie z od dawna stosowaną metodą nowe ceny weszły w życie w niedzielę.
Bezpośrednio przed podwyżką nie było w prasie nic, co by ją zapowiadało i jest to oczywiście zupełnie zrozumiałe.