Nad świętym miastem Chichen Itza wstaje słońce. Oświetlaświątynie, place i gmachy, jakich nie powstydziliby się Egipcjanie,Rzymianie i Grecy. Ulice ożywają. Dostawcy żywności wyładowują ryby,dziczyznę, kukurydzę, czarną fasolę, awokado, pieprz, kakao (ulubionynapitek bogaczy). To głównie chłopi, którzy mieszkają w krytychstrzechą chatach z dala od pięknych, wykładanych kamiennymi płytamidomów arystokracji. W takich domach mieszka warstwa wyższa, która władamiastem-państwem: kapłani, sędziowie, urzędnicy, architekci, inżynierowie. Gdzież do nich chłopom i rybakom! Lud może tylko podziwiać bogate stroje i ozdoby. Na przykład złote pałeczki zwisającez uszu i dolnych warg kupców prowadzących niewolników. Albo drogie kamienie ozdabiające zęby dobrze urodzonych i kolorowe pióropusze dostojników niesionych w lektykach. Niektórzy z tych możnych mają potężnego zeza – atrybut piękna. Ich matki pracowały na urodę synów od kolebki, zawieszając im przed oczami jakiś kołyszący się przedmiot.
Można też podziwiać grę w piłkę z kauczuku. Dwie drużyny starają się przerzucić piłkę przez dwa kamienne pierścienie umieszczone poprzeciwnych stronach boiska, między świątyniami. W tych zmaganiach, które są w istocie religijnym obrzędem (piłka symbolizuje Słońce, jej ruch – ruch życiodajnej gwiazdy), nie wolno dotknąć piłki dłonią lub stopą.
Tłumy płyną do świątyni. Na stromych schodach prowadzących do ołtarza, na szczycie piramidy, stają kapłani. Twarze i ciała mają umalowane na czarno, na głowach nakrycia imitujące dzioby orłów i paszcze jaguarów, zwieńczone pióropuszami. Będą się modlić o deszcz potrzebny do wzrostu kukurydzy. Susza utrzymuje się od wielu tygodni, pola schną, bez kukurydzy nie ma życia.
Kapłani i lud są zatrwożeni. Bo przecież proroctwo mówi: Masz chleb, jedz; masz wodę, pij. Bo przyjdzie dzień, kiedy proch pokryje ziemię, tego dnia zaraza padnie na oblicze ziemi, tego dnia zgromadzą sięchmury, tego dnia silny człowiek zagarnie ziemie, tego dnia wszystko legnie w ruinach, tego dnia kruchy liść zostanie zniszczony, tego dnia zamkną się konające oczy, tego dnia trzy znaki ukażą się na drzewie, tego dnia trzy pokolenia tam zawisną, tego dnia podniesie się sztandar walki i rozproszą się daleko po lasach.
Czyżby proroctwo się spełniało?
Bogowie czekają na ofiary
Bogów można przebłagać ofiarami. Jeśli trzeba, to z ludzi. Majowie niesą tak hojni jak Aztekowie, którzy potrafili zabijać tysiącami. Na dnie świętej studni ofiarnej w Chichen Itza znaleziono po wiekach około czterdziestu szkieletów ludzkich, w tym dzieci, ale dzieci mogły wpaśćdo studni przez nieuwagę.
Bogów zatem trzeba zaspokoić, inaczej grozi nam lodowato zimne piekło, gdzie demony torturują nieszczęsne dusze tych, którzy nie zasłużylisobie na niebo, w którym szczęściarze nie muszą harować przy uprawie kukurydzy. Dlatego kapłani prowadzą orszak ofiarny nad krawędź świętej studni; w skórach jaguarów i błyszczących maskach asystują młodziutkiej, pięknej dziewczynie, córce arcykapłana. Idzie spokojnie, bo wcześniej okadzono ją narkotycznymi dymami. Zapada cisza. Kapłani chwytają dziewczynę pod ramiona i wrzucają do czeluści. Ofiara krzyczyz przerażenia, tłum nad studnią odpowiada jękiem i płaczem.
Tak przedstawia ten ofiarny rytuał współczesna popularyzatorka wiedzy o Ameryce przedkolumbijskiej Elizabeth Baity. Sylvanus Morley, jedenz najlepszych znawców kultury Majów, podaje dodatkowe szczegóły. Ofiary„dobrowolne”, jak córka kapłana, zdarzały się rzadziej niż przymusowe. Na śmierć szli zwykle jeńcy wojenni. Ofiarę rozbierano, malowano na niebiesko, w kolorze ofiarnym, nakładano jej na głowę szpiczaste nakrycie. Ołtarz mieścił się zwykle na wierzchołku piramidy lub dziedzińcu świątyni. Przed złożeniem ofiary wypędzano złe duchy, ołtarz malowano na niebiesko. Czterech, także pomalowanych na niebiesko, pomocników kapłana chwytało ofiarę pod ramiona i nogi i kładło ją naplecach na specjalnym wzniesieniu tak skonstruowanym, by klatka piersiowa wyprężała się ku górze.
Teraz podchodził kapłan z ostrym nożem z krzemienia i wbijał go podżebro po lewej stronie. Zanurzał rękę w ranę, wyciągał bijące jeszcze serce i podawał je innemu kapłanowi, który smarował krwią posąg bóstwa, ku czci którego odprawiano ten rytuał. Czasem kapłan strącał zabitegow ofierze w dół po stromych schodach na kamienny dziedziniec świątynny. Tam kapłani niższej rangi obdzierali zabitego ze skóry, pozostawiającją tylko na stopach i dłoniach. Skórę nakładał na siebie kapłan-ofiarnik i wykonywał w takim stroju rytualny taniec wraz z obserwującymi obrzęd Majami. A jeśli zabity miał opinię dzielnego wojownika, tłum widzów dzielił ciało i zjadał.
Tragarze świętego czasu
Czytamy te opisy ze wstrętem i oburzeniem. Podobnie reagowali pierwsi przedstawiciele cywilizacji europejskiej w Nowym Świecie. Widzieli w tych piramidach i krwawych obrzędach dzieło szatana, a państwa Azteków, Inków czy Majów brali za jego królestwo, które trzeba jak najszybciej zniszczyć, ku chwale chrześcijańskiego Boga i katolickiej monarchii hiszpańskiej.
Majowie najpóźniej poszli pod te nowe rządy. Konkwistadorzy ujarzmili Indian, ale to nie oni doprowadzili do upadku ich cywilizację. Konkwista była raczej ostatnim gwoździem do trumny przedkolumbijskich Majów, bo ich świat zaczął się rozpadać już kilka wieków przedtem.
Początki Majów okrywa pomroka dziejów. Niektórzy badacze uważają, żeokres przedklasyczny zaczyna się ok. 2 tys. lat p.n.e. i wykazuje wpływy kultury Olmeków. Szczególny rozkwit architektury i sztuki przypada na okres klasyczny, V–VII w. n.e., ale jeszcze na przełomieVIII i IX w. ok. 20 głównych ośrodków religijno-kulturowych Majów żyłow przepychu. Badacze niekiedy dzielą tę historię na okres staregoi nowego imperium, ale Majowie nie tworzyli jednolitego państwaz centralną władzą, lecz luźny związek państw-miast tak jak starożytni Grecy. Jego spoiwem były wspólny język (żywy do dziś w różnychlokalnych odmianach), sztuka i wiedza. Ta cywilizacja obejmowała półwysep Jukatan i tereny wchodzące dziś w skład Meksyku, Hondurasu, Belize, Gwatemali i Salwadoru – ok. 260 tys. km kw.
W X stuleciu Majowie ulegają wpływom innych sąsiednich kultur i ludów,na przykład Tolteków ze środkowego Meksyku. (Ostatnia odnaleziona kamienna stela, stawiana na zakończenie cyklu czasu – o czym za chwilę– nosi datę 928 r.; Majowie stawiali je regularnie co najmniej przez tysiąc lat). W tzw. okresie poklasycznym (do XVI w.) świat Majów ulega stopniowej zagładzie. Wojny, najazdy (zwłaszcza od XIII w.), niespotykana susza, epidemie, klęski żywiołowe rozrywają tkankę społeczną, podcinają fundamenty ładu.
Na czym polegała wielkość cywilizacyjna Majów? Pokolenia badaczy zachwycają się ich kalendarzem i matematyką, zmysłem abstrakcjii filozofii. Majowie czas postrzegali jako lustro, w którym odbijająsię najważniejsze sprawy bogów i ludzi, świata i kosmosu, niebai piekła. Sprawy te układali w cykle czasowe podzielone na dni, miesiące i lata. Cykle te zapowiadały dobre lub złe wydarzenia,w zależności od humoru bogów. Każdy cykl był jakby bagażem niesionym przez niebiańskiego tragarza, którego oznaczano specjalnym świętym hieroglifem. Jeśli brzemię czasu niósł dobry tragarz, lud czekała pomyślność, jeśli zły – klęska.
Klucze do tej wiedzy o cyklach czasu mieli kapłani. Oni bylipośrednikami między ludem a bogami. Tymi najważniejszymi – słońca,deszczu, wiatru, i tymi pomniejszymi, dobrymi i złymi; źli mogliwywołać suszę, huragan, wojny, siać śmierć i zniszczenie, dobrzyprzynosili urodzaj, sprowadzali deszcz, burze. Bóg stworzyciel światabył tak święty i tak zajęty, że brakowało mu czasu dla ludzi. Jego syn,bezzębny i wychudzony, pan nieba, dnia i nocy, zaprzyjaźniony z boginiąKsiężyca, dał ludziom pismo. Smukły młodzieniaszek, bóg kukurydzy,ozdabiał głowę kolbami kukurydzy lub wieńcem z kwiatów. Bogowie wiatru,ofiar z ludzi, urodzajów, samobójstwa (uważanego za akt poświęcenia) –wszyscy mieli swoje miejsce w panteonie Majów i mogli wpływać na ichżycie. A tajemnicami zaświatów władał bóg śmierci. Pan śmierci idziekrok w krok za bogiem deszczu. Bóg deszczu opiekuje się drzewkiem, bógśmierci je łamie. Tak siły dobra i zła walczą we wszechświeciei człowieku. Po śmierci duszę czeka raj albo piekło. Piekło jestlodowato zimne, a demony poddają w nim dusze torturom.
Bogów trzeba upraszać o łaski, czasu trzeba pilnować, prowadzącobserwacje nieba i notując je w księgach. Te zapiski dokumentowaływędrówki bogów. Chodziło o to, by jak najdokładniej przewidziećcharakter cyklu i wynikający z niego bieg wydarzeń ziemskich. Majowienabrali takiego mistrzostwa w swych rachubach czasu i astronomicznychkalendarzach, że porównuje się je do wielkich suwaków logarytmicznych.Dużo wcześniej niż Europejczycy wprowadzili do obliczeń matematycznychpojęcie zera, potrafili niwelować błędy obliczeniowe wynikającez różnic między rokiem kalendarzowym a astronomicznym.
Ich cele nie były jednak naukowe, lecz mistyczne. Mieli obsesję napunkcie czasu, bo czas był dla nich domeną bogów, których chcieliobłaskawić. Państwa Majów były w istocie teokracjami, w którychkapłańska arystokracja miała całkowitą władzę nad niepiśmiennym ludem.Prostym chłopom kapłani – zaklinacze bogów i czasu – wydawali się przeztysiąclecia równi bogom, a kiedy ta władza zaczęła słabnąć, imperiumMajów zaczęło się chylić ku upadkowi.
Do niezwykłych osiągnięć chronometrii i matematyki dodajmy sztukęi architekturę, ceramikę, tkactwo, religię, mity i legendy, pieśnii obrzędy, rzemiosło wojenne i cywilne, system rolniczy, irygacyjny,handlowy i komunikacyjny, organizację społeczną i państwową,a zrozumiemy, skąd bierze się porównanie Majów do Greków. Na dodatek tawysoko rozwinięta kultura i cywilizacja powstała bez użycia koła,pługu, żelaza i prochu, bo Majowie (i inne kultury Amerykiprzedkolumbijskiej) nie znali tych rewolucyjnych wynalazków StaregoŚwiata. Niektórzy uczeni widzieli w tym dodatkowy dowód, że Majowiebyli nadzwyczajnie inteligentni i uzdolnieni.
Rozpad i konkwista
Po 1200 r. – Europa wchodzi wtedy w okres szybkiego postępu cywilizacyjnego – cywilizacja Majów pogrąża się, jak wspomnieliśmy, w odmęt wojen domowych, miasta wyludniają się, pola uprawne zarastają, a to oznacza głód i chaos społeczny. I oto nadciąga konkwista.
Krzysztof Kolumb najpierw usłyszał o noszących odzież mieszkańcach Jukatanu, a w końcu zetknął się z nimi na morzu na południe od Kuby podczas wyprawy w latach 1503–1504. W długiej łodzi, wydrążonej z pnia, na spotkanie z okrętami Kolumba wypłynęło dwudziestu niskich, ciemnowłosych i ciemnoskórych mężczyzn. Ich dowódca zapraszał gestamido odwiedzin wybrzeża. Kolumb nie skorzystał.
Na północnym wybrzeżu Jukatanu Hiszpanie pod wodzą szlachcica Cordoby wylądowali w 1517 r. W 1527 r. na podbój wyruszyła z Hiszpanii kolejna ekspedycja, ale ona też napotkała zacięty opór Majów. Nie zrażony dowódca Hiszpanów zebrał większe siły i wrócił w 1531 r. I tym razem nie poszło najlepiej. W 1541 r. Francisco de Montejo, syn dowódcy wyprawy z 1527 r., podjął kolejną próbę podboju. Wielkie połacie Ameryki Środkowej i Południowej były już podporządkowane Hiszpanom,a część plemion Majów, zwłaszcza w zachodniej części Jukatanu, traciła wiarę w dalszy opór. Montejo miał wszystkiego czterystu ludzi, ale także konie i działa, co dawało Hiszpanom przewagę nad Indianami nieznającymi prochu i zwierząt jucznych. Na widok dymiących kijów (muszkietów) i żołnierzy na koniach liczne i bitne zastępy Indian uciekały w panice z pola walki. Montejo słał do dowódców Majów poselstwa z wezwaniem, by ich państewka poddały się bez walki koronie hiszpańskiej. Nie wszyscy usłuchali. Na niepokornych buntownikóww mieście T’ho (Merida) wódz wysłał oddział 160 żołnierzy. Wystarczyło. Klęska wielkiej armii indiańskiej poraziła dowódców i kapłanów innych plemion. Uznali, że widać taka jest wola bogów.
Triumf Hiszpanów przypieczętowała wizyta wodza i władcy jukatańskiej prowincji Mani. Niesiony w lektyce ozdobionej wspaniałymi piórami, otoczony zastępami wojowników zjawił się w mieście T’ho wyrazić hołd Hiszpanom. Droga do podboju całego półwyspu stała otworem, choć ostatnia niezależna enklawa Majów na terenie dzisiejszej Gwatemali padła dopiero w 1697 r., a antyhiszpańskie powstania wybuchały przez cały XVII w. Duch oporu przeciwko znienawidzonym rządom kolonizatorów żył w potomkach Majów i później. W XIX w. toczyli 50-letnią wojnę o niezawisłość od rządu Meksyku, całkiem niedawno, w latach 80. XX w.,w meksykańskiej prowincji Chiapas zrodził się rewolucyjny ruch zapatystów.
Księgi na stos
Rządy białych były rewolucją kulturalną. Plemiona przesiedlano do majątków nowych panów, którym miały służyć niewolniczą pracą. Świątynie, ołtarze, przedmioty kultu niszczono, dawna religia została zakazana (Majowie uciekali do dżungli i odprawiali nocami swojeobrzędy), miasta burzono, na tubylców nałożono daniny, a nieposłuszeństwo surowo karano.
Pierwszy katolicki biskup Jukatanu Diego de Landa zadał „królestwu szatana” – dziś powiedzielibyśmy tożsamości i wartościom Majów – cios decydujący. Ten franciszkanin przybył na Jukatan z Hiszpanii w 1549 r. i zabrał się za tępienie pogaństwa w duchu inkwizycji. Decydujący cios polegał na tym, że de Landa kazał spalić na stosie księgi Majów zgromadzone w bibliotece w mieście Mani (to właśnie stamtąd pochodził wódz, który pokłonił się Hiszpanom i przeszedł na chrześcijaństwo). Przyglądający się stosowi kapłani płakali. Na cóż się zdadzą swemuludowi bez wiedzy zapisanej w tych kodeksach?
Księgi wykonywano z pasów pergaminu z włókna roślinnego wzmocnionego naturalnym klejem kauczukowym i pokrytego obustronnie warstwą wapnia. Na tym stwardniałym wapiennym podkładzie kapłani malowali w różnychkolorach tajemnicze znaki, nieco podobne do egipskich hieroglifów. Rękopisy oprawiano w skórzane lub drewniane okładki. Do naszych czasów zachowały się tylko trzy takie księgi, może cztery. Jeden zewspółczesnych badaczy powiedział, że to tak, jakby z całej kultury chrześcijańskiej Europy ocalały dla potomności trzy modlitewniki i „Kwiatki świętego Franciszka”.
Już wówczas znaleźli się sprawiedliwi, którzy protestowali przeciw rzeziom, które można nazwać ludobójstwem i metodom kolonizacji. Jednymz tych obrońców godności i wolności podbijanych ludów Nowego Świata był dominikanin Bartłomiej (Bartolome) de Las Casas. Jako pierwszy Europejczyk opisał i zdemaskował okrucieństwo konkwistadorów w swej kronice podboju i zagłady Indian. Czyta się ją jak relacje z frontów współczesnych wojen domowych typu Bałkany lub Rwanda. Tacy jak de LasCasas zmuszali prawników, teologów i władców Europy do szukania odpowiedzi na pytanie, czy i jakie prawa przysługują Indianom i jak mają nimi rządzić nowi władcy Nowego Świata, by ich rządy podobały sięBogu i historii?
Sam biskup de Landa musiał odczuwać jakieś wyrzuty sumienia, skoro poświęcił wiele czasu i energii na zdobywanie szczegółowej wiedzy o wierzeniach, dziejach i obyczajach Majów. Czerpał ją wprost od indiańskich dostojników, których o to wszystko wypytywał podczas podróży po Jukatanie. Ok. 1560 r. zaczął pisać coś w rodzaju pierwszej historii cywilizacji Majów, czym bez względu na to, jakie były jego prawdziwe zamiary, zasłużył sobie na wdzięczność uczonych. Bo to właśnie z relacji Landy dowiadujemy się szczegółów na temat pisma i rachuby czasu Majów.
Kiedy umiera cywilizacja?
Wspaniałe miasta Majów poszły ostatecznie w ruinę, porosła je dżunglai trawa. W opustoszałych świątyniach i pałacach zagnieździły się jaszczurki, węże i skorpiony. Taki los spotkał białe miasto Chichen Itza i inne ośrodki – Palenque, Uaxactun, Tikal, Uxmal, Mayapan.
Do leżących w gruzach świętych miast ludzie powrócą dopiero po trzech wiekach. Będą to biali podróżnicy, badacze, poszukiwacze przygód tacy jak John Lloyd Stephens i Frederick Catherwood. Amerykanin Stephens był słynnym podróżnikiem I połowy XIX w., Catherwood znawcą i rysownikiem starożytnych zabytków Bliskiego Wschodu. Narażając się ówczesnej naukowej elicie Zachodu, twierdzącej, że Indianie nie mogli stworzyć żadnej wyższej cywilizacji, ci dwaj prekursorzy nowoczesnej archeologii Nowego Świata ruszyli na poszukiwanie miasta Copan na terenie dzisiejszego Hondurasu. Dopięli swego, dokonując przełomowego odkrycia naukowego: znaleźli ruiny wielkiego ośrodka kultu i handlu, który Stephens miał kupić za 50 ówczesnych zielonych. Uwagę Stephensa przykuły rzeźby przedstawiające czaszki. „Na zewnętrznym murze zachowały się ich całe rzędy, dodając tajemniczości temu miejscu i stwarzając atmosferę świętego miasta – Mekki czy Jerozolimy nieznanego ludu”.
Fascynacja śmiercią mogła być znakiem nadciągającego upadku świata Majów. Wielki brytyjski filozof historii i cywilizacji Arnold Toynbee postawił tezę, że ludzkie cywilizacje rodzą się w odpowiedzi na konkretne wyzwanie czasu i miejsca. Takim wyzwaniem dla Majów była przede wszystkim żywiołowa przyroda Jukatanu – upał, dżungla, tropikalne deszcze, ale także okolice bezdrzewne i bezwodne na wapiennym szelfie. To w zmaganiu z przyrodą Majowie rozwijali swe umiejętności i zbudowali swoje państwa.
Ale co z pytaniem Mela Gibsona: dlaczego Majowie upadli? Eric Thompson, autor dzieła o powstaniu i upadku cywilizacji Majów, ziarno zniszczenia widzi w zgubnych skutkach najazdu Tolteków. Ich żądna krwi kultura wojowników zepsuła religię i mentalność podbitych Majów (to w tymokresie upowszechnia się zwyczaj zabijania ludzi w ofierze) i popchnęła ich na drogę bratobójczych walk i wojen. Młodzi Majowie zapragnęli sławy, zdobyczy i zwycięstw. Ogarnięci tą psychozą wojny przypominali wodzów i żołnierzy upadającego Egiptu i Rzymu, a w jakimś stopniu mogli też przywodzić na myśl przywódców Europy u progu wielkich wojen XX w.
Tam, gdzie toczy się nieustanne wojny, zamiera normalne życie i praca, a życie ludzkie przestaje mieć wartość. Tradycja i ciągłość kulturowa została zerwana na długo przed auto-da-fe biskupa Landy. To wtedy lud zaczął się buntować przeciwko elitom, a elitę osłabiały coraz bardziej jej wewnętrzne waśnie i tarcia. Przestawał działać system transmisji wartości, a wraz z jego rozpadem załamywał się hierarchiczny, półniewolniczy ustrój społeczny. Lud przestaje słuchać władców, którzynie dają już przykładu ani nie zapewniają bezpieczeństwa, porządkui bytu materialnego. Kiedy masy oddają się seksowi, a elity spekulacjom, jednym zaś i drugim zagląda w oczy katastrofa, koniec jest blisko.
Odkrycia archeologiczne z tej schyłkowej epoki obejmują kamienne stele, które ktoś najpierw roztrzaskał lub przewrócił, a ktoś inny próbował ustawić, ale już nie wiedział, jaka pozycja jest prawidłowa. Przepowiadane znaki zagłady spełniały się przez czterysta lat. Rozpadło się poczucie więzi łączące narody Majów między sobą i z ich bogami. W XIV i XV w. dochodzi do otwartego buntu przeciwko rządom miasta-państwa Mayapan i doszczętnego splądrowania świętego miasta Chichen Itza. Dla Majów mogło to być takim szokiem kulturowym jak dla chrześcijan zniszczenie Rzymu. Dezintegracja społeczna wykluczała też zjednoczenie się Majów do walki przeciwko wspólnemu wrogowi – kolonizatorom.
Przyczyn upadku szukano też poza sferą ducha i psychiki. Morley i inni badacze przypominają, że rolnictwo Majów nie było doskonalone: nie znali płodozmianu i narzędzi rolniczych. Ich metoda wypalania lasów pod uprawę płodów rolnych wymagała rozproszenia ludności na wielkich obszarach, a to hamowało urbanizację (miasta Majów były przedewszystkim ośrodkami kultu religijnego). Można podziwiać sakralną architekturę Majów, ale świątynie i pałace budowali ogromnie kosztownie, bo siłą mięśni rzesz robotników, którym nie pomagały transportowe zwierzęta i maszyny znane Staremu Światu. Na dodatek te inwestycje w sferę sacrum nie produkowały wzrostu gospodarczego.
W tym sensie można cywilizację Majów uznać za fatalnie przeciążoną kosztami własnego utrzymania się przy życiu, a co mówić o rozwoju! Toynbee może mieć rację, że Majowie odnieśli zawrotny sukces w reakcjina wyzwanie przyrody Jukatanu, ale sukces ten był nie do utrzymania nadłuższą metę. Zasoby cywilizacyjne Majów były na to zbyt skąpe, a cena sukcesu – zbyt wysoka. Przeczucia wróżbitów musiały się spełnić. Źli tragarze wzięli na barki ostatnie wieki historii Majów.
Jeśli jest w tym jakiś metaforyczny morał, jakiego szuka reżyser„Apocalypto”, to chyba nie taki, że cywilizacja Zachodu jestw śmiertelnym niebezpieczeństwie. Raczej taki, że upadek jest kombinacją wielu różnych przyczyn. Sęk w tym, że często mylimy sięw diagnozie, mniej ważne bierzemy za kluczowe, najważniejszych niedostrzegamy lub lekceważymy, a znaków zagłady nie mamy czasu słuchać.