Dom Wschodni
Rozmowa z prezesem Ośrodka KARTA Zbigniewem Gluzą o bitwie warszawskiej i kosztach traktatu ryskiego
TOMASZ TARGAŃSKI: – Układ w Rydze podpisany 18 marca 1921 r. zakończył wyczerpującą wojnę polsko-bolszewicką i wyznaczył granicę Rzeczpospolitej na wschodzie. W odrodzonej niedawno Polsce przyjęto go z ulgą, ale negocjacje były burzliwe, a podczas rozmów dochodziło do licznych zwrotów akcji.
ZBIGNIEW GLUZA: – Nawet początkowy skład polskiej delegacji był bezprecedensowy, łączył bowiem przedstawicielstwa i rządu, i Sejmu Ustawodawczego. Ten ostatni reprezentowało sześciu posłów z najważniejszych stronnictw. Rząd z kolei wybrał fachowców z dyplomacji i wojska. Rozproszenie racji przedstawicieli stronnictw sejmowych uniemożliwiało integralność polskiej opinii i było powodem różnego rodzaju tarć. Przy tym delegacja nie otrzymała od rządu ścisłych instrukcji co do strategii negocjacyjnej; miała reagować na wydarzenia.
Rozmowy rozpoczęły się, kiedy wojna trwała w najlepsze. Jakie były tego skutki i co działo się na froncie, gdy obie strony usiadły do stołu?
Pierwsze negocjacje podjęto już 17 sierpnia 1920 r. w Mińsku. Zaledwie w przeddzień ruszyło zasadnicze kontruderzenie polskie podczas bitwy warszawskiej i bolszewicy jeszcze nie wiedzieli, że ich wojska właśnie przegrywają wojnę. Zachowywali się arogancko i do żadnych ustaleń nie doszło. Po dwóch tygodniach, gdy ofensywa polskiej armii była jednoznacznie zwycięska, rozmowy przeniesiono do Rygi. Tam strona sowiecka zachowywała się już bardziej dyplomatycznie. Fakt, że wojska nadal zmagały się na froncie, wzmacniał poczucie niepewności – ani Polacy, ani bolszewicy jeszcze nie wierzyli w trwały pokój.
Czy zwycięstwo w bitwie warszawskiej znacząco poprawiło pozycję negocjacyjną Polski?
Z pewnością, choć ostateczne porozumienie nie było przesądzone.