Twierdzi się powszechnie, że pierwszym, który wykorzystał w wojsku strzeleckie umiejętności Kurpiów, był generał Tadeusz Kościuszko. Miał w pamięci wyczyny amerykańskich riflemenów (strzelców wyborowych), dziesiątkujących szeregi brytyjskiej armii. Nie jest to prawda. Weteran wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych po powrocie do kraju zwrócił uwagę na raport znanego w całej Warszawie ekscentryka, ale i człowieka wielu talentów – hrabiego Jana Potockiego. Hrabia w 1787 r. zaszył się w nieprzebytych borach wschodniego Mazowsza, by na własnej skórze doświadczyć losu bohatera niezwykle wówczas poczytnej książki – Robinsona Crusoe. Równie mocno pasjonowały go historie o pierwotnych mieszkańcach Ameryki – Indianach. We francuskich gazetach czytał między innymi o Irokezach. Ci dzicy sojusznicy Francuzów, obdarowani przez nich bronią palną, stali się szybko mistrzami strzelectwa.
Potocki przez kilka miesięcy żył w mazowieckiej puszczy i spotkał tam też ludzi, którzy w jego wyobrażeniu mogli śmiało konkurować z Irokezami pod względem umiejętności przeżycia w dziczy i talentów strzeleckich. Mowa o Kurpiach, których wówczas powszechniej znano pod mianem Puszczaków. Hrabia po powrocie do domu wpadł na pomysł, by z tych urodzonych myśliwych stworzyć doborowy korpus strzelecki, którego żołnierzy dziś spokojnie nazwano by komandosami. Potocki w 1788 r. wysłał do władz wojskowych specjalny memoriał. Pisał w nim, że Puszczacy zmienieni w żołnierzy na wzór amerykańskiego legionu pułkownika McDonalda mieli dysponować jedną co najwyżej koszulą, którą by sami prali i suszyli na ogniu; jak górale szkoccy piekliby w gorącym popiele gałki z mąki; na sposób turecki smażyli nad ogniem mięso nadziane na gałąź; gotowali jak Irokezi, rozpalone kamienie wrzucając do wydrążonych pniaków z wodą i jak Karaibowie ptactwo oblepione gliną zagrzebywaliby w żarze ogniska.