TOMASZ TARGAŃSKI: – Napoleon wywołuje kontrowersje: zdaniem jednych obudził narody Europy i rozszerzył ideały rewolucji, według innych utopił kontynent we krwi, bezwzględnie depcząc wolność. Dzisiejsi działacze organizacji reprezentujących mniejszości we Francji określają go jako ikonę białego supremacjonizmu, rasistę, mizogina i tyrana. Pojawiają się głosy, że Bonapartego trzeba „anulować”. A zatem pan, historyk, patrzy na kulturę anulowania i co widzi?
MACIEJ JANOWSKI: – Jest coś orwellowskiego w wykreślaniu z przeszłości postaci, które nie spełniają naszych obecnych standardów moralnych. Przypomina mi się dyskusja o pomnikach: czy powinniśmy niszczyć te, które się nam nie podobają? Moim zdaniem nie powinniśmy – oczywiście jeśli nie dotyczy to postaci jak Hitler czy Stalin. Uważam, że pomniki są swego rodzaju zwierciadłem przeszłości; dzięki nim możemy spojrzeć w głąb czasu i dowiedzieć się, co było ważne dla naszych przodków i dlaczego. Pomnik Napoleona przy placu Powstańców Warszawy traktowałbym więc raczej jako upamiętnienie tego, jacy byliśmy dawniej, a nie hołd dla samego cesarza. Zmienianie zestawu bohaterów w zależności od aktualnych poglądów równa się rezygnacji z historii jako punktu odniesienia. Nawet najbardziej oświecony i tolerancyjny bohater z przeszłości nie spełniłby bowiem wszystkich kryteriów moralnych XXI w.
Czy kultura anulowania stoi w sprzeczności z pracą historyka polegającą na analizowaniu przeszłości w zgodzie z obowiązującym kontekstem historycznym?
Historyk powinien oceniać ludzi z przeszłości wyłącznie w ich kategoriach. Jeśli postępuje inaczej, to – odwołam się do analogii prawnej – posługuje się kodeksem karnym, którego podsądny nie mógł znać.