Tylko dwóch średniowiecznych cesarzy nazwano „wielkimi” – Karola, choć był „rzeźnikiem Sassów”, i Ottona I, bo w 955 r. zatrzymał Węgrów w wielkiej bitwie nad rzeką Lech. Tymczasem wielkość Barbarossy (1122–90) wcale nie polega na decydujących bitwach czy zagarnianiu cudzych ziem, lecz na politycznym i prawnym umocnieniu Cesarstwa Rzymskiego – ponadnarodowego Imperium Romanum. Dlatego do dziś także we Włoszech stoją jego pomniki.
Jego polityczna scena to ówczesne Cesarstwo Rzymskie – z dopiskiem dodanym dopiero na przełomie XV/XVI w. „Narodu Niemieckiego” – Nationis Germanicae. W XII w. cesarstwo obejmowało także połowę Włoch i kawał dzisiejszej Francji z Belgią. I do 1184 r. nie miało przyklejonej etykiety Sacrum – święte. To właśnie Barbarossa zadbał o ten przymiotnik, gdy papież natarczywie nalegał, by ruszył zbrojnie do Jerozolimy.
Zachodnie Imperium Romanum było tworem pluralistycznym, opartym na rozdziale władzy. Cesarz był opiekunem Kościoła, ale to papież nadawał mu rangę przez namaszczenie. Zachód nie znał bizantyńskiego cezaropapizmu. Papieże raz wyklinali cesarzy, raz jedli im z ręki. Cesarze – jak Henryk IV w Canossie – korzyli się przed papieżami, ale też ich usuwali lub wspierali antypapieży.
Cesarz rzymski nie był władcą autokratycznym jak bizantyński, lecz pierwszym wśród równych władców terytorialnych. Nie miał nawet jednej stolicy, był „cesarzem w siodle” – von Pfalz zu Pfalz, od jednego cesarskiego zamku do drugiego. Stale musiał się układać z konkurentami i sojusznikami wśród władców terytorialnych, z papieżami, antypapieżami, kardynałami, biskupami. Z wielkimi portowymi miastami-republikami, jak Wenecja czy Genua, dorabiającymi się na wyprawach krzyżowych i handlu z Orientem.