Liczby są imponujące. Chodzi o ogromny wzrost obrotów na aukcjach dzieł sztuki. W pierwszym kwartale 2021 r. w stosunku do analogicznego okresu rok wcześniej – o blisko 73 proc. Gdzie znaleźć branżę, która mogłaby pochwalić się podobnym wynikiem? I trudno ów przyrost tłumaczyć odreagowaniem po pandemii, bowiem także wówczas, gdy lockdown pustoszył gospodarkę, aukcje sztuki odbywały się w najlepsze (choć zdalnie), a wyniki też robiły wrażenie.
Najbardziej spektakularnym świadectwem aukcyjnej hossy pozostają oczywiście rekordy cenowe. Branżowy portal artinfo.pl, który uważnie śledzi handel sztuką, praktycznie co tydzień donosi o niebotycznych kwotach płaconych za dzieła sztuki, głównie obrazy. Środowisko ekscytowało się kolejnymi przełamanymi granicami, a rekordy za prace poszczególnych artystów padały praktycznie w każdym segmencie malarstwa. Wśród artystów XIX i początków XX w. szokowały nowe pułapy osiągnięte za obrazy Juliana Fałata (2,3 mln zł, poprzednia najwyższa cena to 850 tys. zł), Józefa Mehoffera (2,8 mln, wcześniej – 550 tys. zł), a przede wszystkim Jacka Malczewskiego, którego „Prządka” zawiesiła poprzeczkę na oszałamiającej wysokości 6,7 mln zł. Śrubowano m.in. wyniki Tamary Łempickiej i Tadeusza Makowskiego (zgodnie po 4,5 mln zł), Leona Wyczółkowskiego (2,7 mln zł), a z twórców z mniej odległych czasów – Bolesława Cybisa (1,6 mln zł) czy Romana Opałki (4 mln zł). No i tradycyjnie już kolekcjonerzy ostro grali o Wojciecha Fangora. Gdy zabrakło na rynku jego kolorowych, rozmazanych „Kół”, kupujący rzucili się wpierw na „Fale”, a później na „Rozety”, które zmieniły ostatnio właścicieli za 4,7 oraz 7,3 mln zł. Do 2011 r. wszystkich aukcyjnych transakcji powyżej miliona złotych zawarto łącznie zaledwie 18.