Rzeczpospolita prawie trojga narodów
Rzeczpospolita prawie trojga narodów. Śmiały projekt, który nie wypalił
Jesienią 1648 r., kilka miesięcy po wybuchu kozackiego powstania, które później będzie nosiło jego imię, Bohdan Chmielnicki stanął pod Lwowem. Po klęsce wojsk koronnych pod Piławcami miasto było bez szans.
Tam do Chmielnickiego dotarł poseł Rzeczpospolitej – prosił o oszczędzenie Lwowa, potem apelował o pojednanie i przekonywał do idei wspólnej ojczyzny. Hetman kozacki pokiwał głową i odparł: „Za każdym razem, kiedy jednemu czy drugiemu narodowi przypomną się poniesione klęski, podnosi się gniew i choćby przyszło do pojednania, z najmniejszej przyczyny dojdzie do zerwania go”.
Tym posłem Rzeczpospolitej był… nie, nie Jan Skrzetuski, lecz prawdopodobnie Stanisław Kazimierz Bieniewski, późniejszy wojewoda czernihowski i jeden z mądrzejszych Polaków swojej epoki. Jako zwolennik porozumienia przekonywał Kozaków, że nie będzie już powrotu do relacji poddańczej, że należą im się równe prawa i jest to w interesie Rzeczpospolitej. Bieniewski nie miał jednak realnego wpływu na politykę. Tu dominującą rolę zachowali przedstawiciele wielkich rodów.
Chmielnicki opowiadał się za zupełnie innym modelem społecznym. Odrzućmy na chwilę Sienkiewicza i nasze narodowe instrumentarium. Hetman kozacki – jak każdy przywódca rewolucji – chciał wywrócić stary porządek: znieść bariery awansu społecznego, stworzyć nowe elity, do których dostęp byłby otwarty, bo opierałby się na zasługach i umiejętnościach, a nie urodzeniu i majątku.
W porozumieniu z polskimi republikanami pokroju Bieniewskiego, ich zrozumieniem dla aspiracji Kozaków, ich przeświadczeniem o wyższości rządów prawa równego dla wszystkich, narodził się niezwykły dokument, kwintesencja myśli państwowej Rzeczpospolitej XVII w.
Traktat uzgodniony w Hadziaczu 16 września 1658 r.