Ludzie, podludzie i zwierzęta
Ludzie, podludzie i zwierzęta w III Rzeszy. Pozornie niewinna historia
W samym środku Niemiec, na północnym zboczu góry, w cieniu buków i dębów znajduje się zoo. Co prawda bardzo małe, ale oprócz stawu ze złotymi rybkami, małp i wolier z ptakami posiada również wybieg dla niedźwiedzi o wymiarach około dziesięciu na piętnaście metrów. Dookoła wybiegu ustawiono ławki dla mężczyzn, którzy w tym miejscu spędzają przerwę obiadową. Niektórzy z nich zaczepiają małpy, inni przyglądają się dwóm młodym niedźwiedziom brunatnym, które stanąwszy na tylnych łapach z uniesionymi przednimi kończynami, próbują przecisnąć się przez ogrodzenie. Karl Koch zlecił budowę tego małego zoo, aby – jak informował w oficjalnym piśmie – zapewnić swoim pracownikom „rozrywkę i relaks” oraz „zaprezentować [im] zwierzęta w ich pięknie i osobliwości, których w naturalnym środowisku nie mieliby możliwości poznać i obserwować”.
Mężczyźni, którzy zbudowali zoo, są tuż obok, „za drutami” – tak Koch nazywa wysokie na trzy metry i długie na trzy kilometry ogrodzenie pod napięciem elektrycznym. Za podłączonym do prądu płotem rozciąga się rozległy stromy obszar, latem suchy i pełen kurzu, zimą smagany przenikliwie lodowatym wiatrem. Stoją tam blisko siebie niekończące się rzędy drewnianych baraków.
Ogród Zoologiczny Buchenwald – jak oficjalnie brzmi nazwa małego zoo – i obóz koncentracyjny o tej samej nazwie znajdują się w odległości mniejszej niż rzut kamieniem. Od krematorium do wybiegu dla niedźwiedzi jest może dziesięć, najwyżej piętnaście kroków. „Drut” między nimi oddzielał niegdyś Buchenwald więźniów od Buchenwaldu strażników, nadzorców i pracowników cywilnych. Tworzył granicę między człowiekiem i zwierzęciem z jednej strony a „podludźmi” z drugiej. „Drut” rozdzielał światy.