Gdyby siedział spokojnie
I rozbiór Polski: 250 lat temu przestaliśmy być mocarstwem. Kto zawinił?
Jak to się stało, że przestaliśmy być mocarstwem i straciliśmy państwowość? Lwowski historyk Adam Skałkowski (1877–1951) napisał sto lat temu: „Sądy o naszym królu były przez kilka pokoleń pełne trucizny nienawiści. Obciążano go odpowiedzialnością za wszystkie nieszczęścia i winy narodu”. Zrobiono z monarchy kozła ofiarnego, a losy Polaków zaczęto uważać za rodzaj „powtórzenia męki Pańskiej”, którą się upajano. W rezultacie Stanisław August Poniatowski nie ma pomników, ulic swego imienia, nie jest patronem szkół ani pułków. Twórca Konstytucji 3 maja i wielkich reform ustrojowych nie mógł spocząć na Wawelu, gdzie pogrzebano awanturnika Niemca, Augusta II Mocnego, który chciał rozebrać Polskę. Ciało ostatniego króla pochowano wstydliwie nocą w maleńkim kościółku w Wołczynie, jak zbrodniarza.
Nie pił, dużo czytał
Biograf króla Emanuel Rostworowski napisał, że Stanisław August „był pod każdym względem zaprzeczeniem takich cech szlachecko-sarmackich, jak rubaszność, krewkość i pańska fantazja, niedbalstwo, lenistwo i ciasnota umysłowa, nie mówiąc już o pijaństwie i obżarstwie”. I dalej: „Młody Poniatowski zupełnie nie pił, a dużo czytał. Na saską Polskę patrzył jakby z zewnątrz, jak cudzoziemiec. Jego obserwacje zapisane w pamiętniku nader przypominają ton panujący w ówczesnych relacjach obcych podróżników, zwiedzających egzotyczną Sarmację”. Król odwoływał się do nielubianego w sarmatyzmie języka postępu, kiedy mówił, że mamy przed sobą „nowe powtórne polskiego świata stworzenie”. Cały ruch reformatorski miał w sobie wiele otwartości na zmiany. Hugo Kołłątaj wzywał do reformy rządu, która by „odmieniła całą jego postać, a która by zaszczepiła nowy charakter i nowe obyczaje”.
Ostatni władca to dla jednych wykształcony człowiek i reformator, dla innych sługus carycy i rosyjskich ambasadorów, tchórz, zdrajca, targowiczanin.