Na pewno nie był politykiem charyzmatycznym, ale zaliczany był do... najprzystojniejszych. Przed wojną w szopce noworocznej złośliwie przedstawiano Władysława Raczkiewicza: „wszystkich pogrzebów największa ozdoba”. Wysoki mężczyzna o przyjemnej aparycji, a przy tym zawsze nienagannie ubrany, o czym świadczy również zachowane zdjęcie ze spotkania z królem Wielkiej Brytanii Jerzym VI w czerwcu 1940 r.
Nie był przywódcą obdarzonym silną osobowością i zapewne dlatego został głową państwa. Po klęsce wrześniowej szukano bowiem na uchodźstwie polityka kompromisowego, którego mogliby zaakceptować zarówno piłsudczycy jak i dotychczasowa opozycja. A. Raczkiewicz (ur. w 1885 r. w Gruzji), początkowo zbliżony do endecji, w latach 30. związał się z obozem sanacji. W latach 1921, 1925–26 i 1936 był ministrem spraw wewnętrznych, 1930–35 – senatorem z listy piłsudczykowskiego Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem i marszałkiem Senatu. W latach 1921–1939 – wojewodą kolejno: nowogródzkim, wileńskim, krakowskim i pomorskim, od 1934 r. – prezesem Światowego Związku Polaków z Zagranicy.
Jako prezydent miał z czasem rozczarować zarówno dawnych kolegów piłsudczyków, bo nie bronił ich interesów, jak i ich przeciwników, skupionych wokół gen. Sikorskiego, dla których był zbyt samodzielny i zbyt pryncypialny. Przypomnijmy okoliczności powołania go na urząd.
Internowanie w Rumunii prezydenta RP Ignacego Mościckiego utrudniło szybkie wyznaczenie przez niego następcy (zgodnie z konstytucją kwietniową). Francuzi zablokowali pierwszą nominację, która dotarła dla gen. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego. Istniały też komplikacje natury wewnątrzpolitycznej. Wśród przedwrześniowej opozycji pojawiały się głosy, by radykalnie zerwać z ciągłością władzy wywodzącej się od „dyktatury Piłsudskiego”.