Nieuleczalni lubieżnicy
Nieuleczalni lubieżnicy? Tak wyglądała kiedyś walka z chorobami wenerycznymi
Choroby weneryczne zawsze stygmatyzowały, bo postrzegano je jako skutek grzechu i działalności przestępczej. Wedle greckiej idei kalokagatii zło kojarzono z brzydotą, a więc z zewnętrznymi objawami choroby, a zepsucie moralne z cuchnącym odorem i niedomaganiem fizycznym. Uważano, że to kara za występek, podobnie jak karą bożą miały być nieurodzaje, pożary i powodzie. Równie mocno stygmatyzowane były epilepsja oraz choroby umysłowe. Wprawdzie szaleństwo czasem miało posmak świętości, ale częściej opętania przez szatana. Choroby weneryczne wiązano z plagami nierządu, alkoholizmu, hazardu i biedy.
Demoralizacja kojarzona z nowoczesnością miała wyniszczać zwłaszcza industrialną klasę robotniczą w siedliskach wielkomiejskich w stuleciach XIX i XX. Albert Neisser, Josef Jadassohn i Alfred Blaschko – wybitni niemieccy uczeni i lekarze przełomu XIX i XX w. – uczestniczyli w burzliwej publicznej dyskusji o zagrożeniach w tym zakresie. W 1899 r. odbył się międzynarodowy kongres medyczny w Brukseli, podczas którego zastanawiano się, jak ograniczyć rozmiary zjawiska chorób płciowych, a w 1902 r. w Berlinie miało miejsce zebranie założycielskie Niemieckiego Towarzystwa do Zwalczania Chorób Płciowych. Już w 1904 r. liczyło ono 3,5 tys. członków, a w 1912 – 5 tys. Wzrastała też szybko liczba lekarzy chorób płciowych i dermatologów w Niemczech: ze 160 specjalistów w 1904 r. do 1069 w 1937 r.
Wrzód na ciele społecznym
Francuski pisarz i publicysta Louis-Sébastien Mercier pod koniec XVIII w. o chorych wenerycznie pacjentach szpitala Bicętre na przedmieściach Paryża napisał: „W Bicętre przyjmują także osoby płci obojej, zakażone chorobą weneryczną; wystarczy w tym celu przynieść kartkę od szefa policji, a kartkę otrzymuje się po stwierdzeniu choroby przez chirurga szpitalnego, Liczba chorych nie jest stała, przyjmuje się ich tylu tylko, ile mogą pomieścić sale przeznaczone na ten użytek”.