Dante na Syberii
„Archipelag Gułag”: książka, która zmieniła świat. Jak bomba z opóźnionym zapłonem
W styczniu 1974 r. Radio Swoboda zaczęło z Monachium nadawanie pierwszego tomu „Archipelagu Gułag”. Noworoczny „Spiegel” zaczął przedruk fragmentów wersji niemieckiej, a równocześnie ukazało się tłumaczenie na francuski. Przekład angielski – co zirytowało Sołżenicyna – spóźnił się do wiosny.
Nie była to pierwsza relacja ze stalinowskich obozów pracy, jaka dotarła na Zachód. W 1948 r. ukazał się „Świat w mroku. Więźniarka Stalina i Hitlera” Margaret Buber-Neumann. Niemiecka komunistka została w 1940 r. z obozu w Karagandzie wydana przez NKWD gestapo i trafiła do Ravensbrück. W 1951 r. ukazało się angielskie wydanie „Innego świata” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. A w 1963 r. w Republice Federalnej wydano „Nieskończony bezmiar” Wandy Brońskiej-Pampuch, która po zlikwidowaniu w 1937 r. jej ojca, zaufanego Lenina, siedem lat spędziła w Gułagu. Jednak sensacją było dopiero opublikowane w październiku 1962 r. opowiadanie Sołżenicyna „Jeden dzień Iwana Denisowicza”. Literacki artyzm autora – klasyczna jedność miejsca, czasu i akcji oraz przewrotny optymizm prostego więźnia, któremu udało się przetrzymać kolejny dzień katorgi – łączyły się z elektryzującym faktem, że opowiadanie oficjalnie ukazało się w renomowanym radzieckim czasopiśmie, a więc rozpoczęta w 1956 r. na XX Zjeździe KPZR „destalinizacja” trwa nadal.
To było złudzenie. Wprawdzie Chruszczow zezwolił na druk opowiadania byłego frontowego oficera Armii Czerwonej aresztowanego w styczniu 1945 r. i skazanego na osiem lat łagru za spisek przeciwko władzy radzieckiej, ale publikacja w „Nowym Mirze” w całym radzieckim bloku zmobilizowała partyjny „beton” do oporu. Jedynie w PRL „Iwan Denisowicz” nie musiał czekać na publikację.