Buszujący w sianie
Maryś, dajże gęby! Czyli życie seksualne polskiej wsi. Kościół straszył, chłop nie słuchał
Blisko 300 lat temu we wsi pod Tarnowem Jan Solenka wraz z żoną najęli się do pomocy sąsiadowi w wyprawie na targ. Kiedy nocowali w stodole, Jan się obudził i ujrzał żonę in flagranti z sąsiadem. Był chyba jednak zbyt pijany, żeby interweniować, dopiero rano wygarnął obojgu, ale ci obrócili sprawę w żart. Po powrocie do wsi poskarżył się siostrze, która udzieliła mu rady: „Daj temu spokój, po to człowiek żywy. I przed jego żoną nie wspominaj, bo jest w ciąży”.
Gdy mówimy o chłopskiej seksualności, nasuwają się dwa przeciwstawne obrazy: z jednej strony pruderia zarządzana z ambony przez plebana, z drugiej – rubaszne, wulgarne przyśpiewki. Obie wizje nie są pozbawione podstaw. Nie ma jednej – tradycyjnej lub naturalnej – ludowej seksualności. Jest zróżnicowana społecznie, płciowo i regionalnie, a przede wszystkim – zmienna w czasie. Można jednak wyznaczyć dwie podstawowe cechy chłopskiej kultury seksualnej: wspólnotowość, a więc podporządkowanie interesom grupy, oraz pragmatyczność nakierowaną na fizyczne przetrwanie i zapobieganie konfliktom. Ta druga stała za poradą siostry.
Inne jej słowa: „Po to człowiek żywy” są podsumowaniem pozytywnego stosunku do seksualności w chłopskim środowisku. Ta pozytywność niepokoiła duchownych wszystkich wyznań, zafiksowanych na grzechach ciała. Największy nacisk na reformę chłopskich obyczajów – charakterystyczny dla Kościoła katolickiego w XIX i XX w. – pomimo stworzenia pozorów pruderii nie wyplenił owego afirmacyjnego myślenia o seksie.
Maryś dajże gęby!
W jednej z pierwszych prac o chłopskiej erotyce, opublikowanej w 1901 r. pod tytułem „Pocałunek w życiu wieśniaka”, slawista Jan Magiera napisał: „Pocałunek miłosny tryska też żarem z warg parobczaka, aby zastygnąć na koralowych ustach dorodnej dziewczyny.