Krwawy Toruń
Tumult toruński: jak luteranie starli się z katolikami. Skończyło się na ścięciu burmistrza
Zamieszki na tle religijnym z 16 lipca 1724 r. i ich krwawe następstwa są przykładem splotu „małej” historii lokalnej i „dużej” historii europejskiej. Drobna burda na ulicy Torunia doprowadziła do głębokiego kryzysu, którego zasięg wykroczył daleko poza miejsce i czas historyczny. Sprzyjały temu sytuacja społeczna oraz splot politycznych i osobistych interesów.
Zaczęło się od drobnego zajścia, a skończyło spektakularną egzekucją dziesięciu „sprawców” i czołowych przedstawicieli miasta pięć miesięcy później. Skończyło się – a jednocześnie rozpoczął się nowy okres, w którym wydarzenia toruńskie żyły własnym życiem w propagandzie religijnej i politycznej, w tradycji lokalnej i narodowej, w interesach osób działających czasem daleko od Torunia.
Zaczęło się od szarpaniny
Co się wydarzyło? W czasie procesji katolickiej na cmentarzu przy kościele św. Jakuba uczeń kolegium jezuickiego Stanisław Lisiecki podszedł do obserwujących ją niekatolickich uczniów Gimnazjum Akademickiego, a ponieważ nie zdjęli czapek, jednemu z nich zerwał nakrycie głowy i uderzył go w twarz. W sytuacji już tradycyjnej wrogości pomiędzy uczniami tych dwóch prestiżowych toruńskich szkół byłoby to zwyczajne zderzenie kilku „gorących głów”, których wśród młodzieży nie brakowało. Sprawa jednak szybko zaczęła nabierać intensywności.
Lisiecki i jeszcze inny student kolegium zostali zatrzymani przez straż miejską, lecz studenci kolegium pojmali spotkanego przypadkiem ucznia Gimnazjum Akademickiego Jakuba Nagórnego i przetrzymywali go jako zakładnika. Następnego dnia, 17 lipca, atmosfera w mieście zaczęła eskalować, a burmistrz Jan Gotfryd Rösner, członkowie rady, przedstawiciele miejskiej opozycji, jezuici oraz inni aktorzy lokalnej sceny politycznej zaczęli rozgrywać swoje interesy.