Market zamknięty
Ta operacja miała pogrążyć Hitlera. Zakończyła się klęską, winę zrzucono na Polaków. Niesłusznie
Według pobożnych życzeń marszałka Bernarda Law Montgomery’ego wszystko miało wyglądać inaczej. Gdy jego 21 Grupa Armii na przełomie sierpnia i września 1944 r. znalazła się na linii Moza–Skalda, a więc niemal na granicy belgijsko-holenderskiej, uznał, że jest o krok, by wejść do Niemiec i rozstrzygnąć wojnę do końca roku. Wystarczyło tylko opanować kilka mostów i wjechać czołgami w samo serce III Rzeszy. Alianci wkroczyliby do stolicy Niemiec przed Sowietami, a brytyjski marszałek przebiłby w wojennej chwale swego największego rywala gen. George’a Pattona, dowódcę amerykańskiej 3 Armii, która czołgami szła przez Francję jak burza.
Plan operacji „Market-Garden” zakładał, że pierwsze i decydujące uderzenie nastąpi na głębokości 127 km, w terenie o niewielkiej liczbie dróg, poprzecinanym kanałami, przez który płynęły cztery wielkie rzeki: Moza, Waal, Lek i Ren. Manewr ten polecono wykonać jednostkom pancerno-motorowym i powietrznodesantowym. Natarcie lądowe miały prowadzić jednostki pancerne brytyjskiej 2 Armii, natomiast kluczowe zadanie opanowania siedmiu mostów przypadło 1 Armii Powietrznodesantowej. Tworzyła ją elita alianckich sił walczących w Europie Zachodniej: amerykańskie 101 Dywizja Powietrznodesantowa gen. Maxwella Taylora i 82 Dywizja Powietrznodesantowa gen. Jamesa Gavina oraz brytyjska 1 Dywizja Powietrznodesantowa gen. Roberta „Roya” Elliotta Urquharta wraz z polską 1 Samodzielną Brygadą Spadochronową gen. Stanisława Sosabowskiego. Brytyjczycy i Polacy mieli opanować trzy mosty w Arnhem i zdobyć przyczółek na północnym brzegu Dolnego Renu. Dzięki temu czołgi 2 Armii przejechałyby prosto do Zagłębia Ruhry.
O jeden most za daleko
Okazało się, że plan Montgomery’ego nie tylko był zbyt śmiały, ale i pełen kardynalnych błędów.