Ani tryumf, ani zgon
500 lat po hołdzie pruskim: sukces czy zalążek klęski? Wśród historyków zgody nie ma
Fakty są bezsporne – inaczej interpretacje. Krzyżacy ściągnięci w 1226 r. przez Konrada Mazowieckiego dla obrony przed pogańskimi Prusami otrzymali w lenno ziemię chełmińską i w XIV w. stworzyli między Wisłą i Niemnem jeden z najsprawniejszych organizmów państwowych ówczesnej Europy. Zagrożone przez nich Polska i Litwa zawarły w 1385 r. unię personalną i najpierw pod Grunwaldem w 1410 r., a potem w wojnie trzynastoletniej (1453–66) złamały potęgę zakonu, ale go nie zniszczyły. Część krzyżackich terytoriów z Malborkiem przeszła za wolą stanów pruskich pod zwierzchnictwo króla Polski – jako Prusy Królewskie. A rezydujący teraz w Królewcu wielcy mistrzowie zakonu „zgrzytając zębami i niechętnie” byli lennikami Krakowa.
Panujący w Krakowie i Wilnie Jagiellonowie byli w XVI w. europejską dynastią rozciągniętą po Węgry i Czechy, skoligaconą z cesarskimi Habsburgami i brandenburskimi Hohenzollernami. Ale Polska i Litwa miały dość różne interesy: Wielkie Księstwo Litewskie było na wschodzie wystawione na konfrontację z Moskwą zgłaszającą po upadku Konstantynopola w 1453 r. roszczenia do całej prawosławnej Rusi, a na południu – na ataki krymskiej ordy. Korona była na południu zajęta szarpaniną z zagrożeniem tureckim, na północy – z państwem krzyżackim. Poza tym rozgrywkami z cesarzem i papiestwem. Razem były regionalnym mocarstwem, ale – jak pisał w „Polsce Jagiellonów” Jasienica – nie miały stałych przyjaciół. W 1497 r. król Jan I Olbracht wyprawą na Bukowinę uderzył „w ogniwo łańcucha wrogich przymierzy, dobrze zakotwiczonego w Moskwie, na Krymie, w Budzie, w Wiedniu, no i w Królewcu. Łańcucha rozerwać się nie udało”.
Olbracht zamierzał rozszerzyć wpływy Korony po Morze Czarne i krzyżaków przenieść na pogranicze z Turcją.