Biuro Dowodów Rzeczowych zapytuje Sąd Rejonowy w Tarnowie, co dalej z dowodami rzeczowymi: miednicą plastikową koloru czerwonego, nożyczkami dużymi koloru szarego z gumą oraz kołdrą letnią w kolorze niebieskim, w kwiaty. Dowody zostały zebrane w sprawie o morderstwo noworodka. Okres przechowywania ich upłynął. Uprawniona, Maria S., mimo ponownych wezwań nie stawiła się po odbiór.
1
Maria S., gdy to się stało, była dumą swojej wsi. Miała 20 lat.
Właściwie nie wiadomo, skąd się taka dziewczynka wzięła akurat w tej rodzinie. Ojciec pijący. Palacz w pobliskim domu dziecka. O rok młodszy brat, od kiedy dorósł, też pije. Najmłodszy brat upośledzony umysłowo. A ona – pięć języków obcych, olimpiady z polskiego wygrywane na poziomie wojewódzkim, technikum ukończone z wyróżnieniem. Studia dzienne. Inteligencja powyżej 120, czyli grubo ponad średnią, jak to policzyli psychiatrzy, badający ją w charakterze oskarżonej na zlecenie sądu w Tarnowie.
Dom i rodzinę trzymała w garści mama – kiedy żyła. Ale zawalił się na nią dach stodoły. Marysia, najstarsza z trójki, miała wtedy 3 lata. Ojciec nie czuł się biegły w opiece. Dzieci – półsieroty – zabrano więc do domu dziecka. Tego samego, z którego niebawem zwolniono ich ojca za pijaństwo. Maria opowie później jednak psychologom, że praca taty w instytucji niczego specjalnego jej i rodzeństwu nie gwarantowała. Drewniakami bili ich jak wszystkich innych. Albo może bardziej.
Gdy Marysia miała 6 lat, zabrała ją do siebie babcia ze strony ojca. Zachęcana przez panie z pomocy społecznej, żeby taka zdolna dziewczynka się nie marnowała. Babcia była bardzo zasadnicza; herbaty pić po godz. 19 nie wolno. Słodycze są zabronione, bo psują się zęby i charakter, poza tym i tak nigdy słodyczy w tym domu nie było.