Arkadiusz już dokładnie nie pamięta, co wpisał w internetową wyszukiwarkę. Chyba „niechciany homoseksualizm”. Bo jego homoseksualizm był bardzo niechciany. Wiedział, że rodzice nigdy tego nie zaakceptują. Poza tym był bardzo religijny, działał w ruchu odnowy w duchu świętym. Desperacko szukał jakiegoś wyjścia. Wyszukiwarka skierowała go na strony organizacji Pascha, gdzie trafił na świadectwa „wyleczonych” gejów. To była nadzieja. Wychodzenie z homoseksualizmu porównano tam do zdobycia szczytu K2. Osiąga się go dwiema drogami. Pierwszy to „rozwój życia w łasce Bożej”, czyli modlitwy, sakramenty i rekolekcje. Drugi – praca z psychologiem. – Jak człowiek ma nadzieję, ufa bezgranicznie – wspomina Arkadiusz. – Zwłaszcza że Pascha sugerowała, że działa pod egidą Kościoła. Uwierzyłem im.
Leczenie z pomocą Bożą
W odpowiedzi na mail z prośbą o pomoc najpierw dostał do przeczytania książkę holenderskiego psychiatry Gerarda van den Aardwega, z której dowiedział się, że homoseksualizm to nerwica, połączona z rozczulaniem się nad sobą, da się ją leczyć z pomocą Bożą. Poza tym – homoseksualiści nie są zdolni do prawdziwych uczuć i nawet ci, którym się wydaje, że zaakceptowali swoją orientację, mają poczucie niższości i w głębi ducha uważają siebie za gorszy gatunek człowieka. Po takiej lekturze jego motywacja do leczenia jeszcze wzrosła.
Na spotkanie rekrutacyjne zaprosiła go założycielka Paschy Agnieszka Kozak, adiunkt z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. To była indywidualna rozmowa, po której dostał informację, że go przyjęli, i kontakt do lidera, który miał go wprowadzić do grupy. Na stronach Paschy jest informacja, że jeszcze przed pierwszym spotkaniem należy radykalnie odciąć się od homoseksualnego otoczenia.