Przypomniał, że 10 lat temu, w 60 rocznicę, otwarto Muzeum Powstania Warszawskiego, a przyczynił się do tego ówczesny prezydent stolicy Lech Kaczyński. Tak, to prawda, ale zostawmy tę sprawę niedalekiej przyszłości. Gdy PiS dojdzie do władzy, będzie co roku zamykał muzeum na cały lipiec i hucznie je otwierał 1 sierpnia.
Dla prezesa wszystko, co nie ma stempelka „Kaczyński”, jest wątłe, miałkie, nijakie i właściwie niepotrzebne. Dotyczy to praktycznie każdej dziedziny naszego życia. Niedawno odbyło się w Sejmie głosowanie nad nowelizacją ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej. Gdy cztery lata temu weszła ona w życie, szybko się okazało, że miłościwie nam panująca władza ustawodawcza zapomniała objąć nią także dzieci porzucone, ciężko i nieuleczalnie chore, przebywające od urodzenia w Zakładach Opiekuńczo-Leczniczych. Takich dzieci, pominiętych przez pomyłkę lub bałagan urzędników, jest dziś w Polsce ok. 350. Od czterech lat ZOL i ich pacjenci żyli praktycznie z tego, co użebrali, a wysoko wyspecjalizowane leczenie jest kosztowne. Często dochodziło do sytuacji dramatycznych, a nawet tragicznych. Późno, bo późno, ale okrutne zaniedbanie zostało naprawione. 296 posłów głosowało za przyznaniem pieniędzy ZOL, prawie 1700 zł miesięcznie na dziecko.
Niestety, w tym – powiedzmy – optymistycznym finale zdarzyła się rzecz obrzydliwa. Dowiedziałem się o tym z komentarza Agnieszki Kublik w „Wyborczej” i aż nie chciało mi się wierzyć. Oto cały PiS, z wyjątkiem trójki posłów (Jolanta Szczypińska, Wojciech Jasiński i Antoni Macierewicz), ostentacyjnie wstrzymał się od głosu. Trudno pojąć, że ci złotouści adoratorzy własnych pępków, z Kaczyńskim, Hofmanem i wszystkimi Szczerskimi profesorami na czele, z szacunku dla programowej pisowskiej nienawiści do rządu, postanowili ukarać chore dzieci.