Ojciec
Ojciec Antoniny, Jakub, był dobrym kandydatem na męża. Niebrzydki, przedsiębiorczy. Dobrze zarabiał, miał firmę – usługi samochodowe, klasa średnia z półki średniej. Nosiciel wirusa HIV, co jednak w zestawieniu z poprzednimi zaletami kobieta po przejściach, już nie młódka, może sobie odpuścić. Zresztą HIV się opatrzył, osłuchał i nikt już nie tłucze talerza, z którego nosiciel jadł zupę.
Pierwsza
Małżeństwo ojca małej Antoniny z pierwszą żoną trwało 13 lat, co wystarczyło, żeby mąż się związkiem znudził. Ale długo było udane. Kolejne, z Wiktorią, matką Antoniny, też byłoby takie, gdyby druga żona przesadnie nie piła.
Pierwsza nie piła wcale, zaradna i sympatyczna. Urodziło im się dwoje dzieci – syn i córka. Zbudowali pod miastem dom. Poważnych trosk materialnych nie mieli. Po co to wszystko było zmieniać?
Mąż Jakub zaczął nagle chorować. A to grypa, a to inna niedomoga, bez wyraźnej przyczyny. Chadzał do agencji towarzyskich, miał wielkie potrzeby, ale to dla żony nie powód, żeby zaraz robić raban. Lecz te dziwne grypy i gorączki ni stąd, ni zowąd żonę zastanawiały. Kazała mu się zbadać. On nie chciał, ociągał się, w końcu poszedł do lekarza. Żonie powiedział, że zaraził się wirusem, pracując w młodości za granicą. Ale ona przypuszcza, że winę ponosi któraś z agencji towarzyskich.
Nikomu nie powiedziała o chorobie męża, ani dzieciom, ani dziadkom. Mąż zaczął się leczyć. Miał się dobrze. Powoli wchodził w wiek średni. Uczęszczał do kasyna. I do agencji towarzyskich.
Druga
Wiktorię, drugą żonę, poznał w agencji. Ładna, elegancka, zawsze zadbana. Jakub należy do mężczyzn, których miłość razi jak cios między oczy. Wiktoria mówi, że w agencji pracuje dopiero od dwóch dni, a koleżanka, która ją do tego namówiła, precyzuje, że ona raczej chciała coś poznać, przeżyć, niż na serio pracować.