Histeria polityczna i nerwice historyczne
1 września w świadomości Polaków i Niemców
W Niemczech 1 września 1939 r. to dość warunkowy dzień pamięci. W dawnej, bońskiej, Republice Federalnej początek drugiej wojny światowej przez długie lata był wart jedynie krótkich notatek prasowych. Jeszcze w 1989 r. – w 50 rocznicę niemieckiej napaści na Polskę – Helmut Kohl zablokował wizytę ówczesnego prezydenta federalnego Richarda von Weizsäckera na Westerplatte, ponieważ dla siebie chciał zarezerwować gest symbolizujący przełom w stosunkach polsko-niemieckich, skierowany w przyszłość, a nie przeszłość.
I w listopadzie, dwa dni po otwarciu muru berlińskiego, taki gest miał miejsce w czasie mszy polowej w Krzyżowej. Wizerunek Kohla obejmującego się na „znak pokoju” z Tadeuszem Mazowieckim miał być równoważnikiem ikony Willy’ego Brandta klęczącego w 1970 r. w Warszawie i symbolem nie tylko pojednania, ale także – bezprzykładnej w najnowszych dziejach Europy – polsko-niemieckiej wspólnoty interesów.
W 1989 r., po raz pierwszy w historii najnowszej, zjednoczenie Niemiec i wolność dla Polski nie były ze sobą w egzystencjalnym konflikcie, lecz się nawzajem uzupełniały i wzmacniały. Już w sierpniu 1989 r. posłowie zwycięskiej Solidarności Bronisław Geremek i Adam Michnik oświadczyli w Sejmie, że Niemcy mają prawo do zjednoczenia, a potem ani przez moment Polska, mimo zachęty ze strony niektórych zachodnich polityków, nie próbowała tego zjednoczenia hamować. Z kolei zjednoczone w 1990 r. Niemcy były zdecydowanym rzecznikiem wprowadzenia Polski do struktur euroatlantyckich.
Mimo to „kampania polska” 1939 r. pozostała w świadomości historycznej przeciętnego Niemca raczej „kawalerskim przewinieniem” niż gryzącym wyrzutem sumienia. Już propaganda goebbelsowska odmawiała najazdowi na Polskę miana wojny z równoprawnym przeciwnikiem.